Więcej

Niedziela z Ekstraklasą: Piękny gol Gale, Legia odwraca wynik w Zabrzu. Show Koulourisa

Zaktualizowany
Zawodnik Pogoni Szczecin Efthymios Koulouris (C) oraz Marcin Wasilewski (L) i Arkadiusz Jędrych (P) z GKS Katowice
Zawodnik Pogoni Szczecin Efthymios Koulouris (C) oraz Marcin Wasilewski (L) i Arkadiusz Jędrych (P) z GKS KatowicePAP/Marcin Bielecki
Niedzielę z Ekstraklasą rozpoczęliśmy w Białymstoku, gdzie Jagiellonia mierzyła się z Piastem Gliwice. Spotkanie zakończyło się remisem, a pięknym golem popisał się Thierry Gale. Następnie w emocjonującym starciu w Zabrzu Legia zdołała odwrócić wynik i wygrała z Górnikiem 2:1. Dzień zakończyliśmy w Szczecinie, gdzie Pogoń pokonała GKS po kolejnym show Efthymiosa Koulourisa.

Pogoń Szczecin – GKS Katowice (4:0) 

Pogoń Szczecin rozgromiła GKS Katowice 4:0 i powoli niweluje straty punktowe do pierwszej trójki ekstraklasy. Bohaterem meczu Efhymis Koulouris. Grek zaliczył kolejnego hat-tricka i jest coraz bliżej korony króla strzelców.

Pod koniec września Pogoń w połowie tygodnia wygrała mecz Pucharu Polski ze Stalą Rzeszów 3:0. Trzy dni później Portowcy pojechali do Katowic i dali się zdominować GKS, przegrywając 1:3. Teraz sytuacja była podobna: Pogoń wygrała we wtorek mecz pucharowy w Niepołomicach 3:0, a w niedzielę grałą z GKS. W pierwszej połowie to Ślązacy dominują. Częściej są przy piłce, większość gry toczy się na połowie gospodarzy. Ci jednak mają bardziej klarowne sytuacje podbramkowe.

Najpierw w 16. min. Dariusz Kudła świetną paradą obronił strzał Koulourisa z 16. metra. W 42. minucie były bramkarz Pogoni w barwach GKS bronił strzały Linusa Wahlqvista, a potem Danijela Loncara.

GKS w polu wyglądał lepiej, ale obrona gospodarzy była doskonale zorganizowana. Nie pozwalała gościom na oddanie celnego strzału na bramkę Valentina Cojocaru.

Wreszcie w doliczonym czasie gry po centrze w pole karne GKS na bramkę strzelał Leonardo Koutris, jego strzał blokował Konrad Gruszkowski, ale tak niefortunnie, że piłka trafiła go w rękę. Po analizie VAR sędzia Paweł Raczkowski wskazał na jedenastkę, a Koulouris z karnego trafił pod poprzeczkę.

Po przerwie gospodarze kompletnie zdominowali mecz. Tuż po pierwszym gwizdku podwyższyli prowadzenie. Rafał Kurzawa wypuścił na lewym skrzydle Kamila Grosickiego, ten przed końcową linią ograł Alana Czerwińskiego i podał na piąty metr od bramki Kudły, gdzie Koulouris wyskoczył zza pleców obrońców i przyłożył nogę, by wpaść z piłką do siatki. To już 19. gol w tym sezonie lidera klasyfikacji strzelców, a miało się okazać, że nie ostatni.

W 81. min. pewny zwycięstwa trener Pogoni Robert Kolendowicz zdjął z boiska Grosickiego, wprowadzając za niego Kacpra Łukasiaka. Minutę później młody pomocnik podwyższył prowadzenie gospodarzy na 3:0 precyzyjnym strzałem z 16. metra, kończącym doskonałe rozegranie pary Marcel Wędrychowski – Wahlqvist. Łukasiak na dwie minuty przed końcem doskonale obsłużył Koulourisa, który zdobył swoje jubileuszowe. 20. trafienie w sezonie.

Po meczu powiedzieli:

Trener GKS Rafał Górak: "Muszę być rozczarowany i niezadowolony. Pierwszą połową zagraliśmy bardzo mocno w tej strukturze, w której chcieliśmy grać. Trzymaliśmy Pogoń daleko od bramki i to się udawało. Na koniec przytrafiła nam się niefortunna sytuacja. Nie winię zawodnika za tę rękę. Przytrafiło się.

- W drugiej połowie chcieliśmy grać tak samo. Wydawało się, że to nam przyniesie pozytywny efekt. Tak się nie stało. Przy stanie 2:0 mieliśmy sytuację niewykorzystaną, gdy nasz zawodnik przez pół boiska biegł na sytuację sam na sam. Ostatecznie otrzymaliśmy srogą lekcję od Pogoni, która jest bardzo jakościowym zespołem zwłaszcza w ofensywie. Efthymis Koulouris strzelił nam trzy bramki. Szacunek dla niego".

Oceny zawodników
Oceny zawodnikówFlashscore

Trener Pogoni Robert Kolendowicz: "Na podsumowanie tego meczu trzeba byłoby wiele czasu. To były dwie różne połowy. Wiele rzeczy nam nie wychodziło, ale mimo wszystko schodziliśmy do szatni prowadząc. Druga część, po pewnych korektach, to znowu nasza dominacja. Wygraliśmy wysoko, ale to wcale nie był dla nas łatwy mecz. Zmiana Adriana Przyborka na Marcela Wędrychowskiego wywołana była poszukiwaniem przez nas impulsu i agresji w grze ofensywnej i to się udało. Pamiętajmy, że byliśmy po meczu pucharowym w środku tygodnia, który kosztował nas wiele emocji i być może ta pierwsza połowa tak wyglądała. GKS wysoko nam zawiesił poprzeczkę, ale odwróciliśmy obraz meczu, a nie każdy zespół to potrafi. Potrafiliśmy zdominować katowiczan w drugiej części spotkania. Zrobimy wszystko, by zniwelować straty do pierwszej trójki w tabeli".

Górnik Zabrze – Legia Warszawa (1:2)

Pierwsze minuty spotkania rozgrywanego na Górnym Śląsku to znaczna przewaga gospodarzy, potwierdzona szybko zdobytym golem. Już w siódmej minucie Taofeek Ismaheel wykorzystał świetne dogranie Yosuke Furukawy i pewnym strzałem otworzył wynik meczu. To trzeci gol w tym sezonie napastnika, który przyczynił się do zdobycia bramek w swoich ostatnich 3 meczach w Ekstraklasie (1 gol, 2 asysty).

Podopieczni Jana Urbana nie zamierzali się zatrzymywać i co chwilę stwarzali zagrożenie pod bramką Kacpra Tobiasza. Obrońcy gości mieli spore problemy z zatrzymaniem rywali, już 12. minucie za faul taktyczny żółtą kartkę zobaczył Chodyna.

Wojskowi w końcu zaczęli przywracać równowagę w grze, tworząc swoje szanse. Niewiele jednak z tego wynikało, gdyż Ilya Shkurin z niewielkiej odległości trafił w poprzeczkę, a uderzenie Luquinhasa zostało zablokowane. Tym samym Legia zakończyła pierwszą połowę bez ani jednego celnego strzału. Co więcej, agresja na boisku przenosiła się na ławki rezerwowych - już po gwizdku oznaczającym zejście do szatni żółtą kartką przez Szymona Marciniaka napomniany został Artur Jędrzejczyk.

Zawodnicy Goncalo Feio o wiele lepiej rozpoczęli drugą odsłonę. Tuż przed upływem godziny gry na strzał sprzed pola karnego zdecydował się Luquinhas, a piłka odbiła się od interweniującego Rafała Janickiego i zatrzepotała w siatce. Goście poszli za ciosem i wkrótce to oni objęli prowadzenie. Futbolówkę do siatki tym razem skierował Shkurin, ale tuż przed linią do bramki wbił ją Luquinhas, czym nieco rozczarował Białorusina.

Mimo pięciu doliczonych minut i wielu okazji po obu stronach wynik nie uległ już zmianie. Legia dzięki zwycięstwu awansowała na piąte miejsce i nie dała się wyprzedzić Górnikowi, który z kolei pozostał na siódmej pozycji.

Po meczu powiedzieli:

Goncalo Feio (trener Legii): "Wygraliśmy na bardzo trudnym terenie i te zdobyte trzy punkty bardzo cenimy. Górnik dobrze wszedł w mecz. Nam bardzo ciężko było znaleźć swój rytm. Trzeba pamiętać, że po raz pierwszy od dawna nie grali Marc Gual i Bartosz Kapustka. Oczywiście zastąpili ich inni, ale mają oni inne charaktery. Nasze straty piłki napędzały kontrataki Górnika. Po jednym z nich straciliśmy bramkę. Gdyby nie poświęcenie naszych obrońców, to prowadzenie zabrzan mogło się zwiększyć. Jednak od połowy pierwszej połowy mieliśmy już lepsze momenty w naszej grze. Byłe one jeszcze przeplatane z groźnymi akcjami Górnika. W przerwie rozmawialiśmy o tym, aby grać nie tylko środkiem, ale więcej skrzydłami oraz o lepszej asekuracji ataków. To odwrócenie wyniku to także konsekwencja tego, że zagraliśmy z wiarą, że jesteśmy w stanie to zrobić. Dobry impuls dali też rezerwowi gracze. Jednak wynik końcowy mógł być różny. Mieliśmy sporo spotkań, po których mieliśmy niedosyt. Dziś jednak każdy wynik był możliwy, ale ostatnie słowo należało do moich piłkarzy.

- Nie ma sensu długo rozmawiać o tym, co się działo w przerwie. Powinniśmy mówić o piłce nożnej. Artur Jędrzejczyk przystąpił do rozmowy z sędzią jako lider drużyny, który chciał chronić swoich kolegów. Chciał zwrócić uwagę na to, aby wszyscy piłkarze byli na boisku traktowani tak samo. Szkoda, że dostał kartkę, gdyż to go wyklucza z gry w następnym spotkaniu. Ciężko określić, kiedy wrócą do gry Gual i Kapustka".

Oceny zawodników
Oceny zawodnikówFlashscore

Jan Urban (trener Górnika): "Muszę zacząć, że mamy powtórkę. Mam na myśli spotkanie z GKS Katowice. Do przerwy powinniśmy prowadzić nie 1:0, ale 2:0 czy 3:0. Jednak gdy gra się z Legią, to nie można nie wykorzystywać kontrataków, jakie my przeprowadziliśmy. Pierwszą bramkę straciliśmy po rykoszecie, a drugą po stałym fragmencie gry. Bardzo dobrze graliśmy w pierwszej połowie z Legią, która wiedziała, że musi tu pokazać wszystko, co ma najlepszego, aby myśleć tu o zdobyciu punktów. Im to by nie wyszło, gdyby nam nie zabrakło trochę szczęścia i skuteczności. Po tym spotkaniu nie mogę mieć pretensji do zawodników. Szkoda na pewno naszych kibiców, którzy dziś zapełnili stadion".

Jagiellonia Białystok – Piast Gliwice (1:1) 

Jagiellonia w poprzedniej kolejce niespodziewanie przegrała w Gdańsku z Lechią i jej strata do lidera wzrosła. Mistrzowie Polski wygrali jednak w tygodniu mecz o Superpuchar Polski z Wisłą Kraków i napędzeni zdobyciem trofeum przystępowali do pojedynku z Piastem Gliwice, który przegrał trzy mecz z rzędu. 

Trener Adrian Siemieniec zdecydował się na kilka rotacji w składzie, bo w czwartek czeka Jagę pojedynek w ćwierćfinale Ligi Konferencji z Realem Betis. W pierwszej jedenastce zabrakło m.in. Afimico Pululu. Na ławce pozostali jeszcze Leon Flach czy strzelec jedynego gola na Stadionie Narodowym – Miki Villar.  

Spotkanie miało wyjątkową obsadę sędziowską, ponieważ mecz prowadzili japońscy sędziowie. Yusuke Araki chwilę zwlekał z rozpoczęciem meczu, bo dym z oprawy kibiców gospodarzy unosił się nad murawą i czekał, aż poprawi się widoczność. 

Od początku starcia w Białymstoku tempo gry było bardzo dobre, ale graczom obu stron brakowało konkretnych okazji do strzelenia gola. Najbliżej tego był Jesus Imaz, jednak jego uderzeniu minimalnie minęło słupek bramki gości. Mistrzowie Polski wyszli na prowadzenie w 22. minucie. Imaz znakomicie utrzymał się przy piłce na granicy pola karnego, następnie wycofał piłkę, a tam mocny strzał z dystansu oddał Norbert Wojtuszek i po rykoszecie pokonał Frantiska Placha. Ten gol sprawił, że Jagiellonia przedłużyła do 23. meczów serię ze strzelonym minimum jednym golem przed własną publicznością. 

Jagiellonia kontrolowała przebieg meczu, a jeszcze przed przerwą powinna podwyższyć prowadzenie, bo wyszła ze znakomitą kontrą, ale Diaby-Fadiga podjął złą decyzję w polu karnym, gdzie powinien obsłużyć podaniem Darko Churlinova, który był wściekły na Francuza. Do przerwy Jaga prowadziła 1:0. 

Goście dobrze weszli w druga połowę i w 53. minucie mogli doprowadzić do wyrównania. Fatalnie podał Joao Moutinho, ale w sytuacji sam na sam Thierry Gale nie pokonał Sławomira Abramowicza. Adrian Siemieniec zdecydował się po tej akcji na wprowadzenie Afimico Pululu i Oskara Pietuszewskiego

Zwrot akcji nastąpił w 62. minucie, bo Gale popisał się fenomenalnym strzałem z linii pola karnego i pokonał Abramowicza. W pierwszym momencie sędzia liniowy pokazał spalonego, ale zainterweniował VAR i słusznie przekazał japońskiemu arbitrowi, że gol był prawidłowy i Piast doprowadził do wyrównania. 

Jaga szukała drugiego gola, ale brakowało jej skuteczności. Najpierw uderzenie Moutinho obronił Plach, a następnie w dogodnej sytuacji obok bramki uderzył Churlinov i na 10 minut przed końcem wciąż był remis. Jagiellonia miała doskonałą okazję do gola chwilę później, ale najpierw w piłkę nie trafił Flach, a będący za nim Pululu uderzył nad bramką. Japoński sędzia do regulaminowego czasu doliczył pięć minut. Ostatecznie mistrzowie Polski zremisowali przed własną publicznością z Piastem, który miał serię trzech porażek z rzędu. Jaga spada na najniższy stopień podium w tabeli PKO BP Ekstraklasy i zmniejsza swoje szanse na obronę tytułu. 

Oceny zawodników Jagiellonii i Piasta
Oceny zawodników Jagiellonii i PiastaFlashscore

Po meczu powiedzieli:

Aleksandar Vuković (trener Piasta Gliwice): "Remis na pewno jest dla nas dobrym osiągnięciem, biorąc pod uwagę klasę rywala i to jak on gra, szczególnie u siebie, wydaje mi się, że zbyt dużo drużyn tu nie wygrało ani nie zremisowało, tym bardziej ten punkt doceniam. Uważam, że długimi fragmentami potrafiliśmy się przeciwstawić. Naszym planem było wybronienie się i czekanie na swoją sytuację. Przy bramce Jagiellonii może nam trochę zabrakło szczęścia, bo padła po rykoszecie, na moment straciliśmy równowagę po stracie tej bramki i zaczęliśmy tracić kompaktowe ustawienie.

W drugiej połowie bardzo dobrą zmianę dał Thierry Gale. Uważam, że pokazaliśmy sporo dobrego na boisku faworyta. Było też sporo bronienia, momentami rozpaczliwego, bo Jagiellonia rzuciła bardzo duże posiłki z ławki rezerwowych, żeby mecz wygrać, nam udało się to wybronić i gratuluję zespołowi tego punktu. Jagiellonii życzę zwycięstwa w czwartek (pierwszy mecz ćwierćfinału LK z Betisem Sewilla - PAP) i wykonania jeszcze jednego kroku w Europie".

Adrian Siemieniec (trener Jagiellonii Białystok): "Dziękuję kibicom za doping, szczególnie w końcówce meczu było czuć, że te trybuny niosą. Niestety nie zrobiliśmy wystarczająco dużo, by wygrać to spotkanie. Może raczej w pewnym momencie zrobiliśmy, ale zabrakło nam po prostu czegoś, żeby strzelić tę drugą bramkę wcześniej, przed wyrównaniem i po wyrównaniu, kiedy staraliśmy się jeszcze losy meczu odwrócić. Okazje do tego były, niestety ich nie wykorzystaliśmy. Jest rozczarowanie, bo masz taki mecz, który czujesz, że powinieneś zwyciężyć a nie wygrywasz go. I po remisie czujesz się jakbyś przegrał, ale mówiłem to już po meczu z Lechią, że ta końcówka na pewno łatwa nie będzie, nie tylko dla Jagiellonii, ale i dla wszystkich drużyn i trzeba o każdy punkt grać i każdy punkt szanować i patrzeć na koniec, co nam to da.

Nie wygraliśmy, ale też nie przegraliśmy, co jest ważne po porażce z Lechią i po zwycięstwie w Superpucharze. Mamy punkt, teraz wracamy do europejskiej przygody z bardzo silnym przeciwnikiem, a między tymi meczami mamy też starcie przy Łazienkowskiej z Legią, więc czekają nas teraz trzy bardzo prestiżowe spotkania i musimy się jak najlepiej do nich przygotować".

Wil jij jouw toestemming voor het tonen van reclames voor weddenschappen intrekken?
Ja, verander instellingen