W poniedziałkowy wieczór portal iGol.pl poinformował nieoficjalnie, że Patryk Załęczny zostanie odwołany ze stanowiska prezesa Śląska Wrocław. Decyzja faktycznie zapadła i została ogłoszona 11 lutego, choć w formie nieco zmienionej względem przewidywań. Załęczny zostanie odwołany, ale ma piastować stanowisko do czasu znalezienia następcy. Ma to pozwolić zachować płynność decyzji w okresie okna transferowego i początku rundy.
"Będzie konkurs na nowego prezesa WKS Śląsk Wrocław. Do czasu jego rozstrzygnięcia prezesem pozostaje Patryk Załęczny.
W komisji znajdą się członkowie rady nadzorczej oraz przedstawiciel AWF, przedstawiciel Uniwersytetu Ekonomicznego oraz przedstawiciel kibiców. Obserwatorami będą radni miejscy wszystkich opcji oraz dziennikarze sportowi" - napisało biuro prasowe wrocławskiego magistratu. Ostatnie zdanie to odpowiedź na zmasowaną krytykę dotyczącą decyzji kadrowych, postrzeganych często jako motywowane układami.
Od ogłoszenia objęcia stanowiska do informacji o zmianie prezesa minęło równo 17 miesięcy, począwszy od 11 września 2023. To kolejna zmiana personalna po listopadowym zwolnieniu trenera Jacka Magiery i dyrektora sportowego Davida Baldy, a także po ostatniej zmianie trenerów z Michała Hetela na Ante Simundzę.
Sytuacja na boisku fatalna, klub wciąż studnią bez dna
Pod wodzą Słoweńca Śląsk miał odbić się po koszmarnej jesieni. Sprowadzono trzech nowych zawodników i rozwiązano część nieudanych kontraktów. Poprawę jakości gry widać, ale w dwóch meczach wiosny zespół ugrał tylko punkt po kuriozalnym samobóju w pierwszym spotkaniu i stracił wygraną w końcówce drugiego. W efekcie WKS pozostaje z jednym zwycięstwem w sezonie, a matematyczne szanse na utrzymanie maleją.
Dodatkowo na wizerunku Załęcznego ciąży fakt, że Śląsk pozostaje dla miasta poważnym obciążeniem finansowym. Za niepowodzenie prywatyzacji trudno bezpośrednio obwiniać prezesa – jego rola zrobienia z WKS-u dobrego produktu wydawała się w trakcie negocjacji zakończona sukcesem – za to konieczność dofinansowania klubu kwotą aż 19 mln zł w 2025 roku przy widmie spadku z ligi to już efekt planu odchodzącego prezesa.
Przyszedł z wypiętą piersią, odchodzi w niesławie
Uznawany za jednego z ludzi Jacka Sutryka, Załęczny w dwa miesiące awansował ze stanowiska dyrektora ds. komunikacji na prezesa Śląska. Historia zaczęła się bajecznie: drużyna na boisku była jesienią 2023 nie do zatrzymania i zaczęła walczyć o mistrzostwo pod wodzą Jacka Magiery. Załęczny duży nacisk (i nakłady finansowe) położył na komunikację i marketing, co przełożyło się na rosnącą bardzo szybko popularność meczów.
Otwartością zauroczył kibiców, był aktywny w mediach społecznościowych. Udało się kilka razy wyprzedać komplet biletów, czego Śląsk nie był w stanie osiągnąć nawet w ostatnim sezonie mistrzowskim. Póki były wyniki, sytuacja wyglądała świetnie. Jednak odejście Erika Exposito czy Nahuela Leivy (ten ostatni dosłownie parę dni po deklaracji prezesa, że zostanie) i seria nieudanych transferów sprawiły, że kadra straciła na jakości, a kryzysu – również psychologicznego – nie udało się w sezonie 2024/25 przezwyciężyć.
Z wicemistrza Śląsk stał się czerwoną latarnią Ekstraklasy. Patryk Załęczny od dawna nie wypowiada się w mediach społecznościowych i jego odejście wydawało się przesądzone. Choć potwierdzone, to nie ma ono jeszcze oficjalnej daty. Niewykluczone, że następca przyjdzie już po przypieczętowaniu spadku z Ekstraklasy.
