O minionym sezonie PKO BP Ekstraklasy mówiło się w kontekście wyścigu żółwi po wiośnie najeżonej potknięciami faworytów. Dopiero ostatnia kolejka wyłoniła mistrza, a przesądził bilans bramkowy Jagiellonii Białystok. Dziś, gdy podgrzewane murawy czekają na pierwszy gwizdek 19. kolejki, wyścig zapowiada się wyjątkowo emocjonująco.
Czy liczby wskazują faworyta do mistrzostwa Polski?
Za brak pewniaka dziękujemy nierównej formie Lecha Poznań pod koniec roku, gdy zgubił osiem punktów ze słabszymi rywalami. Tyle samo wypuściła Jagiellonia, kończąc 2024 rok serią czterech remisów. Właśnie tyle oczek – osiem – dzieli dziś sześć najlepszych zespołów. Jest jeszcze ciaśniej niż przed rokiem, choć walkę o tytuł deklarują tylko Lech, Raków, Jagiellonia i Legia.
Obrońcy tytułu zaczęli od rozdawania rywalom bramek latem i znaleźli się w trudnej pozycji. Abramowicz w bramce rósł jednak szybko i to on obronił najwięcej strzałów (61). Za to pod względem skuteczności interwencji przewyższają go golkiperzy Lecha i Rakowa – Mrozek i Trelowski zatrzymali ponad 75 proc. uderzeń i mają po 10 czystych kont.

W Rakowie było łatwiej dzięki żelaznej obronie. Tylko 11 straconych goli to fantastyczny wynik, Medaliki dopuściły do zaledwie 168 strzałów jesienią (o 99 mniej niż Jagiellonia!). Raków wygrywał najwięcej pojedynków o piłkę (935) i tylko Legia z czołówki dotrzymuje mu kroku. W walce o piłkę w powietrzu uciekają reszcie (345), a dodanie do składu Leonardo Rochy może tylko pomóc.
W ofensywie dominuje poznański potwór Frederiksena, któremu brakowało jesienią tylko skuteczności. 295 strzałów robi wrażenie (o ponad 70 więcej od Jagiellonii), lecz udało się z nich wycisnąć tylko 33 gole. Więcej trafień notowały Legia i Cracovia, choć w przypadku Wojskowych statystykę ratuje aż siedem skutecznie wykonanych karnych. Legia i Jagiellonia najlepiej wykorzystywały swoje okazje (ok. 14 proc.), choć Duma Podlasia odstaje od czołówki w golach głową (tylko jeden).

Istotną zmienną wiosną będą transfery – Legii wciąż brakuje mocnego atakującego, co w Rakowie powinien załatwić Leonardo Rocha. Jagiellonia straciła istotnego w środku pola Nene, choć ma już zastępstwo. Kadra Lecha wygląda nieźle, czego nie można powiedzieć o Legii. Wojskowym jesienią ciążyły błędy defensywne zakończone strzałem rywali (14 to katastrofalny wynik) i aż 44 żółte kartki, które przy krótkiej ławce wpływają na stabilność kadry.
Który napastnik skończy sezon w koronie króla?
Jesienią w Ekstraklasie padło 431 goli, za które odpowiada łącznie 208 strzelców. Pięciu najlepszych osiągnęło już próg 10 trafień i wyścig o koronę króla wygląda fascynująco. Kto ma największe szanse? Odpowiedzi szukamy w dostępnych danych na temat skuteczności.
Mikael Ishak z Lecha Poznań potrzebował najwyższego współczynnika xG, by zdobyć 10 trafień, za to strzela najczęściej w przeliczeniu na minuty na boisku. To świadczy o bardzo dobrych sytuacjach wypracowanych przez Lecha jesienią. Zdecydowanie najniższe xG przy zdobytych bramkach miał Jesus Imaz, co po części jest skutkiem jego pozycji za plecami wysuniętego napastnika.

Najdłużej na boisku na gola pracuje Benjamin Kallman (144 minuty) i trudno się dziwić – poza strzelaniem ma przecież aż siedem asyst. Miał udział przy co drugim golu Cracovii jesienią. Za to potrzebuje zdecydowanie najmniej okazji (mniej niż cztery próby), by świętować trafienie. Jeśli nie zmieni klubu, liczby wskazują, że jest najbliżej tytułu.
Na przeciwnym biegunie jest rozrzutny Leonardo Rocha z aż 72 strzałami zmienionymi na 11 goli. Część z nich faktycznie była niskiej jakości, jednak wpływ miała też klasa jego partnerów w chimerycznym Radomiaku. Portugalczyk zmienił barwy na Raków i ta mieszanka może dać bardzo ciekawy efekt, czyniąc z niego głównego rywala Kallmana. Jest warunek: odpowiednie wejście w skład. Z problemem może borykać się Efthymios Koulouris wiosną – osłabiona trudnymi pożegnaniami Pogoń może obniżyć loty.