Wisła Płock - Jagiellonia Białystok (0:1)
Wisła Płock nie grała meczu o punkty przez ostatnie trzy tygodnie. Dwa tygodnie to była pauza na reprezentację, a przed tygodniem mecz 8. kolejki z Cracovią nie odbył się z powodu ulewy przechodzącej nad Płockiem, która doszczętnie zalała boisko na ORLEN Stadionie.
Z ogromnym impetem rozpoczęły walkę o punkty w 9. kolejce Wisła Płock i Jagiellonia Białystok. Od pierwszej sekundy drużyny atakowały, ale też znakomicie się broniły. Przed meczem trener płockiej ekipy Mariusz Misiura powiedział, że jego zdaniem Jagiellonia, to aktualnie najlepszy polski zespół, ale to Wisła przed rozpoczęciem 9. serii była liderem Ekstraklasy.
Do 10. min. drużyny się sprawdzały, by potem zaatakować. Najpierw po dośrodkowaniu z lewej strony głową strzelał nad poprzeczką Wiktor Nowak, w 12. min. odpowiedzieli goście. Po dośrodkowaniu Louki Pripa, głową musnął piłkę Jesus Imaz, próbując zaskoczyć Rafała Leszczyńskiego, ale bramkarz Wisły był gotowy na taki atak. W 13. min. Wisła rozpoczęła akcję lewą stroną, Marcus Haglind-Sangre dośrodkował do Nowaka, który strzelał obok słupka.
Kolejne minuty nie przyniosły strzału, który mógłby otworzyć wynik spotkania, a zawodnicy ponownie bardziej sprawdzali czujność rywali, niż próbowali zdobyć gola. Dopiero w 32. min. ciśnienie kibiców i rywali podniósł Iban Salvador, który wyszedł sam na sam z bramkarzem i strzelił w swoim stylu. Piłka odbiła się rykoszetem od któregoś z piłkarzy i wyszła poza boisko. Po wykonaniu rzutu rożnego, Wisła nie zdołała stworzyć sytuacji.
Ale to nie koniec ataków płockiej drużyny, która przez kolejne minuty zagrażała bramce Jagiellonii. W 36. min., najpierw próbował otworzyć wynik Nowak, za chwilę strzelał Quentin Lecoeuche prosto w bramkarza, a potem próbował Żan Rogelj, po którego strzale piłka wyszła poza boisko. Po rzucie rożnym Andrias Edmundsson głową posłał futbolówkę tuż nad spojeniem słupka z poprzeczką. To był znakomity czas dla Wisły, która jednak nie potrafiła wpakować piłki do siatki.
Goście mieli znakomitą sytuację w 43. min. Daleką piłkę dostał Jesus Imaz, przebiegł kilka metrów i strzelał z kąta. Wybił Rafał Leszczyński w pole dokładnie w miejsce, gdzie stał Sergio Lozano, który miał przed sobą pustą bramkę. Strzelił, ale jakimś cudem powrócił na swoje miejsce Leszczyński, który nie pozwolił na zmianę wyniku.
Po przerwie drużyny starały się zrobić wszystko, by mecz nie zakończył się bezbramkowym remisem. Taki wynik jeszcze w historii 18. spotkań obu zespołów w 21. wieku, nigdy nie padł. W 51. min. przed znakomitą szansą stanęli płocczanie. Po długiej akcji strzelał z ostrego kąta Marcus-Sangre, ale piłkę zmierzającą do siatki wybił Andy Pelmard.
Jagiellonia atakowała. W 66. min. piłkę sprytnie strzeloną przez Oskara Pietruszewskiego, wybił poza boisko Leszczyński. Ale goście coraz mocniej wchodzili na pole karne Wisły i zaczynali tam rządzić.
W 78. min. doszło do kontrowersyjnej sytuacji w polu karnym Wisły. Po starciu Marcusa Haglind-Sangre i Jesusa Imaza, początkowo sędzia Piotr Lasyk nie zauważył przewinienia płocczanina. Po dyskusji z zawodnikami Jagiellonii, poszedł obejrzeć starcie na VAR i zadecydował, że gościom należy się rzut karny. Na gola zamienił jedenastkę Afimico Pululu.

Jeszcze w doliczonym czasie goście przeprowadzili dwójkową akcję i byli bardzo blisko podwyższenia wyniku, ale na przeszkodzie stanął Aleksander Kalandadze, który wyrósł jak spod ziemi i wybił piłkę.
Wisła nie zdołała odrobić starty, przegrała spotkanie, choć walczyła dzielnie i gdyby nie jeden błąd, to wynik byłby inny. Straciła też pozycję lidera i przerwała passę meczów bez porażki od kwietnia 2025 roku.
Następny mecz płocczanie zagrają we wtorek z GKS Katowice w Pucharze Polski, a spotkanie 10. kolejki, również z GKS Katowice, zostanie rozegrane 26 września, początek o godz. 20.30.
GKS Katowice - Cracovia (0:3)
Spotkanie rozgrywane na stadionie przy ul. Bukowej odważniej rozpoczęli gospodarze, którzy w pierwszym fragmencie spychali rywali pod ich własne pole karne. Już w ósmej minucie Sebastiana Madejskiego postraszył Bartosz Nowak, ale bramkarz "Pasów" obronił jego mocny strzał z bliskiej odległości. Defensywa drużyny Luki Elsnera mimo ciągłych ataków zachowywała szczelność, dlatego przeciwnicy coraz częściej decydowali się na uderzenia z dystansu, choć i to rozwiązanie nie przynosiło efektu.
Niewykorzystane okazje zemściły się w 34. minucie. Goście w końcu zaczęli dochodzić do głosu i już jeden z pierwszych groźniejszych ataków zapewnił im prowadzenie, a co jeszcze bardziej ironiczne, było to trafienie samobójcze. Po krótkim rajdzie płaskie dośrodkowanie w pole karne posłał Filip Stojilković, ale jego kolegów ubiegł Alan Czerwiński, kierując piłkę do własnej bramki. A to nie był koniec pecha gospodarzy.
Po rzucie rożnym Dawid Kudła obronił potężny strzał Oskara Wójcika, ale bierność kolegów bramkarza wykorzystał Gustav Henriksson, dobijając uderzenie i notując pierwszego gola w tym sezonie. Przed przerwą Pasy mogły zdobyć jeszcze trzeciego gola, ale tym razem Stojilković nie dobiegł do podania Martina Mincheva wzdłuż linii bramkowej.
Druga odsłona rozpoczęła się od kolejnej okazji dla przyjezdnych. Minchev znów wygrał pojedynek biegowy z obrońcą, ale drużynę przytomną interwencją uratował Kudła. Po chwili znów był już jednak bez szans...
W 55. minucie Mateusz Klich zamarkował uderzenie z dystansu, ostatecznie podając do Stojilkovicia. Szwajcar znów urwał się obrońcom i sprytnym strzałem podwyższył prowadzenie Pasów na 3:0.

Trener Górak był wyraźnie zirytowany takim przebiegiem starcia, a na murawę posłał rezerwowych, m.in. Macieja Rosołka czy Marcela Wędrychowskiego. Zmiennicy wnieśli sporo ożywienia, dwaj wymienieni zawodnicy oddali nawet celne strzały, ale za każdym razem górą był Madejski. Bliski trafienia był za to rezerwowy Cracovii, Kahveh Zahiroleslam, ale i on przegrał pojedynek z bramkarzem. Wynik nie uległ już zmianie, co oznacza, że goście notują piąte zwycięstwo w sezonie, z kolei GKS ma zaledwie punkt przewagi nad strefą spadkową.