Górnik Zabrze - Wisła Płock (1:1)
Patrząc w tabelę czekał nas mecz na szczycie. Tyle że obie jesienne sensacje Ekstraklasy słyną z wyrachowanej gry, szachowania rywali i załatwiania sprawy jednym, dwoma dobrymi atakami. Dlatego w piątkowy wieczór fani oglądali przede wszystkim neutralizację rywali, a to oznaczało nudę przed obiema bramkami. Nudę bardzo dosłownie, przez 20 minut działo się niewiele, a wieńczący ten okres rzut rożny mógł skończyć się prowadzeniem Nafciarzy, gdyby nie blokujący Rafał Janicki.
Odpowiedzi po drugiej stronie doczekaliśmy się z kontry w 34. minucie, w której Rogelj doskonale znalazł Łukasza Sekulskiego, a ten wprost przed bramką posłał piłkę w kibiców z Torcidy. I nie było to wcale pudło pierwszej odsłony, bowiem Sondre Liseth z woleja nie dobił piłki do pustej bramki w 42. minucie. I tak byłby spalony, ale kibice do przerwy dostali zakalec zamiast uczty.
Trener Gasparik zmian nie dokonał, ale przez dobrych 10 minut po przerwie Górnik w końcu wydawał się mieć kontrolę nad grą i tylko z efektami było po staremu. Za to Wisła zagrała swoje: w 61. minucie Dani Pacheco przedarł się z piłką pod linię końcową, dograł przed bramkę, a tam Sekulski – padając z Janickim na plecach – dołożył nogę, by otworzyć wynik. To rozbiło gospodarzy, którzy w kolejnych minutach zostawiali zbyt dużo miejsca rywalom.
Dopiero po wejściu w ostatnie 20 minut Kamil Lukoszek zbliżył się do wyrównania. Budowa ataków kompletnie nie szła, dlatego dopiero w 78. minucie kontra Lisetha dała Górnikowi pierwszy celny strzał, łatwo wyłapany. Za to drugi był za dobry: Kamil Lukoszek wrzucił piłkę z lewej i Norweg poprawił się dostawieniem nogi na 1:1. Zabrze odzyskało impet i wiarę, a gdy Ousmane Sow w 85. minucie z główki obił poprzeczkę, Górnik naciskał dalej. Mocno uderzał też Kmet w doliczonym czasie, ale remis był wszystkim, co udało się wywalczyć.

Bruk-Bet Termalica Nieciecza - Arka Gdynia (2:0)
Arka nie wygrała jeszcze żadnego meczu na wyjeździe, a Nieciecza żadnego u siebie. „Idealny rywal na przełamanie” – mogli myśleć w obu zespołach. Jako pierwsi zaatakowali goście, gdy Espiau uderzył z główki zdecydowanie za blisko czujnego Chovana. Wkrótce odpowiedzieli rywale, lecz również Zapolnik posłał piłkę w rękawice Węglarza.
Stopniowo Nieciecza wydawała się przejmować inicjatywę, gdy w 14. minucie Damian Hilbrycht znalazł przed polem karnym Rafała Kurzawę. Ten przymierzył i z 17 metrów władował futbolówkę w okienko. Nie tylko w tej akcji, ale również w kolejnych oglądaliśmy Kurzawę w świetnej dyspozycji.
Do przerwy nie oglądaliśmy kolejnych goli, ale po wznowieniu zapachniało wyrównaniem. Dawid Kocyła efektownie wkręcił piłkę przed bramkę, a tam do główki wyskoczył Edu Espiau. Niestety, jego wykończenie było niższej jakości i piłka spokojnie poszła poza światło bramki. Było czego żałować, bo Nieciecza nie dopuszczała do wielu takich okazji, a wkrótce Aurelien Nguiamba zarobił bezpośrednią czerwoną kartkę za wejście w kostkę rywala i mecz wydawał się wymykać gościom.
Jednak to Arka lepiej weszła w ostatnie 20 minut, gdy Dawid Gojny zdołał uderzyć z bliska po rozegraniu stałego fragmentu. Jakimś cudem Maciej Wolski wybił z linii bramkowej i utrzymał Niecieczę na prowadzeniu. W meczu o niewielu atrakcjach decydujący okazał się faulowany przez Nguiambę Krzysztof Kubica, który w 88. minucie zszedł sam z prawej w pole karne, nie dał się powalić rywalowi, a następnie strzelił gola na zamknięcie meczu. Choć wynik był już bezpieczny, to cena okazała się wysoka - pauzę za kartki wypracowali sobie Zapolnik i Kubica.

