Lech Poznań - Cracovia (1:4)
Po sromotnej porażce gospodarzy w Białymstoku tym ciekawiej wyczekiwało się meczu przyjaźni w Poznaniu. Przecież Lech zaczął sezon od bardzo słabego meczu przeciwko Legii i już w pierwszej kolejce miał za co rehabilitować się kibicom. W minutę gospodarze zdołali stworzyć jedną akcję, tyle że Filip Stojilković zaliczył odbiór otwierający kontrę, w której Amir Hasić ruszył środkiem. Przed polem karnym dograł do Stojilkovicia, a ten widowiskowo otworzył konto. Po minucie było 1:0, a na kolejne atrakcje przyszło czekać prawie kwadrans z powodu zadymienia. Chwilę po wznowieniu gry Mikael Ishak padł w polu karnym, przekonany o jedenastce. VAR wykluczył taki scenariusz podobnie jak sędzia główny. Mozolne ataki Lecha był zbyt czytelne, tymczasem po 25 minutach Pasy znalazły drugą kontrę, w której Stojilković zamienił się miejscami z Hasiciem, dogrywając zupełnie niekrytemu Bośniakowi. Ten bez najmniejszych problemów pokonał Bartosza Mrozka.
Nieustępliwie doskakujący zawodnicy Cracovii zdusili zapał Lecha i w 33. minucie powinno być 3:0, gdyby wchodzący na piłkę Kakabadze wykorzystał okazję. Po drugiej stronie wreszcie odpowiedział Filip Jagiełło – jego petarda z dystansu weszła przy samym słupku, jednak gola nie było, zgrywający mu Ishak spalił. Ostatecznie VAR przyszedł z pomocą w 43. minucie, gdy ręka Gustava Henrikssona kosztowała Cracovię rzut karny, który Ishak zamienił na kontaktową bramkę. Choć Kolejorz zdominował 14 doliczonych minut, to najgroźniejszy w doliczonym czasie był strzał Hasicia, zgaszony w rękawicach Mrozka.
Druga połowa rozpoczęła się od jeszcze większej dominacji Kolejorza wpychającego całą drużynę gości w ostatnich 20 metrów boiska. Sęk w tym, że w takiej ciasnocie nie było celnych strzałów, a wprowadzony za od 46. minuty Mateusz Skrzypczak już w 52. minucie wylądował w bramce Lecha, gdy próbował z linii wybić kolejny kąśliwy strzał Hasicia z ostrego kąta. Nic z tego, Bośniak miał już dublet po popisowej akcji na 3:1, a to nie było ostatnie słowo Pasów. Nim wybiła godzina, odbiór na 30. metrze pozwolił Martinovi Minchevowi huknąć z ok. 19 metrów i podwyższyć na 4:1! Ten cios wydawał się odebrać resztki impetu gospodarzom, którzy już do końca spotkania nie byli w stanie odpowiedzieć przy pustoszejących szybko trybunach.

Jagiellonia Białystok - Bruk-Bet Termalica Nieciecza (0:4)
Pierwsze podania sezonu były niedokładne i nerwowe, jakby presja inauguracji rozgrywek ciążyła Jagiellonii przed prawie pełnym stadionem. Gdy Słoniki po raz pierwszy zbliżyły się do bramki gospodarzy, Duma Podlasia poprawiła swoją grę. W 13. minucie obrona zajęła się Pululu, co chciał wykorzystać Jesus Imaz strzałem głową pod poprzeczkę. Mleczko wybronił, a z większą łatwością zatrzymał moment później pierwszy strzał z wolnego Wdowika po powrocie do ligi. Golem już zaczynało pachnieć, lecz nikt nie spodziewał się, że wpadnie do drugiej bramki. Hilbrycht wrzucił z rożnego, a piłka odbiła się od Pietuszewskiego i spadła na nogę Krzysztofa Kubicy, który w 17. minucie zdobył pierwszą bramkę sezonu.
Bliski cudownej odpowiedzi był Louka Prip, ale nie dokręcił piłkę przy dalszym słupku. I choć przewaga Dumy Podlasia w grze była wyraźna, to dumy z samego posiadania czuć nie można. Tym bardziej, że jeszcze przed przerwą doszło do niemałej kontrowersji – wchodzącego w pole karne Kamila Zapolnika wślizgiem zatrzymał Bartłomiej Wdowik i po weryfikacji VAR Paweł Malec przyznał rzut karny. Poszkodowany pokonał Sławomira Abramowicza i to nie było ostatnie słowo gości do przerwy. Z szybką kontrą Ambrosiewicz wypuścił Morgana Fassbendera, który cudownym uderzeniem pod poprzeczkę podwyższył na 3:0. Kibice domagali się jeszcze jedenastki po upadku Pululu, ale do szatni Jaga zeszła z niczym.
Trzy gole stracone do przerwy nie zaspokoiły Niecieczy – beniaminek miał dwie doskonałe okazje już w pierwszych minutach drugiej odsłony. W obu interwencjami popisał się Abramowicz. Ponieważ w ostatnie pół godziny gospodarze wchodzili bezradni, trener Siemieniec posłał w bój Dawida Drachala, Cezarego Polaka i świeżo pozyskanego Alexa Pozo. Zszedł też kompletnie nijaki Pululu, zmieniony przez Dimitrisa Rallisa. I gol w końcu wpadł... tyle że znów do bramki Jagiellonii. Strata Imaza przed polem karnym sprawiła, że Gabriel Isik uderzył, a rykoszet od Kubicy posłał piłkę pod poprzeczkę.
Do końca meczu Jaga prowadziła chaotyczne ataki, które rozbijały się zwykle jeszcze przed próbą strzału. Tymczasem konsekwentna i zdyscyplinowana obrona Niecieczy pozwoliła gościom spokojnie utrzymać nadspodziewanie wysoki wynik.
