Korona Kielce - Raków Częstochowa (1:1)
Spotkanie w Kielcach rozpoczęło się od... planowanej zmiany. Już w czwartej minucie grający z tym numerem Piotr Malarczyk, który w roli kapitana wyprowadził kolegów na murawę, został zmieniony przez Konstantinosa Sotiriou. Pomocnik zdecydował się bowiem na zakończenie kariery ze względy na problemy zdrowotne, o czym pełny wzruszenia poinformował kilka dni temu na konferencji.
Po chwili jego koledzy zapewnili mu moment radości, otwierając wynik meczu. Po efektownym rajdzie i minięciu defensywy bramkarza gości pokonał Wiktor Długosz, zdobywając swojego trzeciego gola w tym sezonie ligowym.
Następnie gra została zatrzymana z tego samego powodu, który doprowadził do przerw w innych spotkaniach tej kolejki - zbytniego zadymienia racami odpalonymi na trybunach. Po powrocie do gry inicjatywę przejęli goście, ale strzały Patryka Makucha, Jesus Diaza czy Adriano nie znalazły drogi do bramki Rafała Mamli. Przed przerwą po szybkim kontrataku szansę na dublet zmarnował jeszcze Długosz, uderzając obok słupka z bliskiej odległości. Pretensje do napastnika miał także Mateusz Fornalczyk, który był ustawiony dla lepszej pozycji.
Podopieczni Marka Papszuna kontynuowali swoje ataki po zmianie stron, co szybko przyniosło pożądany efekt. W 55. minucie Miłosz Strzeboński sfaulował w polu karnym Adriano, a po weryfikacji VAR sędzia Wojciech Myć podyktował jedenastkę. Do piłki podszedł Jonatan Braut Brunes i pewnym strzałem zdobył 13. bramkę w sezonie.
W końcówce drużyna z Częstochowy robiła wszystko, by strzelić zwycięskiego gola i zwiększyć przewagę nad Lechem, ale defensywa Korony nie popełniła już błędu. Remis Rakwoa oznacza, że Kolejorz jest na uprzywilejowanej pozycji w walce mistrzostwo - jeśli wygra dwa pozostałe mecze, przywiezie tytuł do Poznania.
Po meczu powiedzieli:
Marek Papszun (trener Rakowa): "Musimy zaakceptować ten remis, który na tę chwilę daje nam pozycję lidera tabeli. Pierwsza połowa taka trochę nie w naszym stylu, bo słabo kontrolowaliśmy fazy przejściowe. Nie byliśmy należycie agresywni, stąd dwie sytuacje przeciwnika, w tym jedna bramka po naszych szkolnych błędach, które nam się na co dzień nie zdarzają. O to miałem zastrzeżenia do zespołu i skorygowaliśmy to w drugiej połowie. Oddaliśmy 19 strzałów z dobrych pozycji, ale poza rzutem karnym nie strzeliliśmy bramki. Widać było, że w tej ostatniej fazie ataku byliśmy nerwowi.
- W kilku sytuacjach powinniśmy zachować się lepiej, wyjść na korzystniejszą pozycję, bo przeciwnik już bardzo mocno bronił się w polu karnym. Nasza jakość wykończenia akcji była dzisiaj na niskim poziomie, ale mimo wszystko uważam, że zagraliśmy niezły mecz. Wracamy do Częstochowy z jednym punktem. Fajnie, że daliśmy sobie szansę gry o mistrzostwo Polski do ostatniej kolejki. Będziemy walczyć, bo i tak wszystko rozstrzygnie się za tydzień".

Jacek Zieliński (trener Korony): "Trzeba bardzo szanować ten punkt, bo rzeczywiście przeżywaliśmy bardzo ciężkie chwile, szczególnie w drugiej połowie, ale wybroniliśmy się. Duże słowa uznania dla chłopaków. W pierwszej połowie mieliśmy szanse na podwyższenie wyniku, ale niestety nie wykorzystaliśmy tego. W drugiej już niestety zabrakło nam trochę jakości, bo te zmiany były też wymuszone urazami. Nie mieliśmy za bardzo już w końcówce kim straszyć Rakowa, więc szanuję ten punkt. Dodajemy go do swojego dorobku i jest szansa jeszcze w ostatnim meczu powalczyć o coś więcej.
- Mecz bardzo trudny, bo graliśmy w końcu z kandydatem do tytułu mistrzowskiego. Zagraliśmy bardzo dobrze w obronie, szczególnie w obronie pola karnego. Koniec wieńczy dzieło, mamy punkt, kończymy ten sezon na własnym boisku remisem z kandydatem na mistrza. Myślę więc, że to niezłe zakończenie tej rundy wiosennej w Kielcach".
Piast Gliwice - Górnik Zabrze (2:0)
Sobotni mecz w Gliwicach był nie tylko derbowym starciem drużyn z sąsiednich miast, ale też pożegnaniem trenera gospodarzy Aleksandara Vukovica z miejscowymi kibicami. Wszystkie bilety na mecz zostały sprzedane. Szkoleniowiec już wcześniej ogłosił, że po sezonie odejdzie z klubu. Przed pierwszym gwizdkiem odebrał na murawie kwiaty od prezesa klubu Łukasza Lewińskiego.
Listopadowe spotkanie tych zespołów przyniosło w Zabrzu wygraną gospodarzy 1:0 po golu w 89. minucie. Na boisku było w końcówce mnóstwo nerwów, kapitan Piasta Jakub Czerwiński za uderzenie pełniącego tę funkcję u rywali Erika Janży zobaczył czerwoną kartkę w doliczonym czasie.
W poprzedniej kolejce gliwiczanie wygrali na wyjeździe z Motorem Lublin 4:1, a Górnik pokonał u siebie Śląsk Wrocław 2:0, zamykając wicemistrzom Polski drzwi do utrzymania się w ekstraklasie.
"To najważniejszy mecz w sezonie, o honor i dumę" – anonsował stadionowy spiker.
Piłkarze obu zespołów w chłodne popołudnie rozkręcali się jednak powoli. Bramkarze długo nie mieli okazji do interwencji. Jako pierwszy sprawdzony został golkiper gości, który bez trudu obronił uderzenie Miłosza Szczepańskiego zza pola karnego.
Potem nastąpiła krótka przerwa, spowodowana zadymieniem po odpaleniu rac przez miejscowych fanów. A w 22. minucie gospodarze objęli prowadzenie. Dośrodkowanie Akima Zedadki wykorzystał głową Tomas Huk, który zdobył też dwa gole w Lublinie. Radość gliwickiej części widowni mogła być jeszcze większa, gdyby chwilę później Michał Chrapek opanował piłkę, mając przed sobą tylko Filipa Majchrowicza.
Ostatni kwadrans przed przerwą przyniósł napór Górnika. Zawodnicy trenera Piotra Gierczaka wymieniali mnóstwo podań, mieli piłkę, ale tylko uderzenie Pawła Olkowskiego zmusiło do interwencji Frantiska Placha.
W drugiej części zabrzanie – mimo optycznej przewagi - nie potrafili stworzyć zagrożenia pod bramką rywali. Po kwadransie zaatakowali gospodarze. Strzał Macieja Rosołka obronił Majchrowicz, potem wygrał też pojedynek sam na sam z napastnikiem Piasta. W 73. minucie było 2:0. Z lewej strony dośrodkował Rosołek, a głową celnie uderzył Czerwiński.
Wielką szansę na zdobycie kontaktowego gola miał Ousmane Sow, który tuż przed bramką gliwiczan źle trafił w piłkę.

Pod koniec podstawowego czasu spotkania gra została przerwana na kwadrans z racji burd w sektorach zajmowanych przez sympatyków Górnika. Po wznowieniu spotkania trzeciego gola dla gospodarzy mógł zdobyć wprowadzony w doliczonym czasie na boisko rezerwowy Jorge Felix, ale – mając przed sobą tylko golkipera - posłał piłkę obok słupka.
Po meczu powiedzieli:
Piotr Gierczak (trener Górnika): "Nie weszliśmy w ten mecz dobrze. Brakowało nam od samego początku energii. Musimy przeanalizować, czym to było spowodowane. Bardzo łatwo straciliśmy bramki. W prosty sposób można było ich uniknąć. Nie ustrzegliśmy się niestety, błędów, bardzo łatwo straciliśmy bramki. Mieliśmy pomysł na grę, ale go nie realizowaliśmy. Mieliśmy sytuacje, ale mieliśmy złe wybory. Całkiem możliwe, że ja coś zawaliłem w mikrocyklu tygodniowym, że błąd był po mojej stronie".
Aleksandar Vuković (trener Piasta): "Wiedziałem, że ten mecz – ostatni dla mnie przed własną publicznością – to 'wóz albo przewóz', możliwość pożegnania się w piękny sposób, lub negatywnie. Bardzo mi zależało na takim pożegnaniu, czyli zasłużonym zwycięstwem w meczu, w którym byliśmy lepszym zespołem, bardziej skutecznym, bardziej – co istotne w derbach – chcącym wygrać. To było czuć. Na pewno pomogła historia poprzedniego meczu (w Zabrzu), trzeba było tonować nastroje, by nikt nie popełnił głupstwa. Cała drużyna mocno pracowała na wygraną. Dziękuję kibicom za wparcie, za doping, za te 2,5 roku, jakie tu spędziłem. Doceniam ten czas i ludzi, których tu miałem okazję poznać. Z różnych powodów nie udało się przez ten czas wykreować, sprowadzić, wymyślić kogoś bramkostrzelnego, kto by potrafił zmienić oblicze zespołu. Gdybyśmy mieli 'pół Koulorisa' (napastnik Efthymios Koulouris z Pogoni Szczecin), to gralibyśmy o to, o co gra Pogoń".
Pogoń Szczecin - Lechia Gdańsk (3:3)
Spotkanie rozgrywane na stadionie w Szczecinie rozpoczęło się dla gości idealnie. Już w szóstej minucie strzałem głową Valentina Cojocaru pokonał Kacper Sezonienko, wykorzystując precyzyjne dośrodkowanie Rifeta Kapicia. Napastnik zdobył tym samym trzecią bramkę w sezonie ligowym i przedłużył do trzech serię starć wyjazdowych Lechii ze zdobytym golem.
Goniący za europejskimi pucharami Portowcy natychmiast ruszyli do odrabiania strat, a sygnał do ataku dał jak zwykle aktywny Kamil Grosicki. Tuż po upływie kwadransa dynamiczny skrzydłowy oddał celny strzał, ale refleksem wykazał się Szymon Weirauch.
Następnie przed doskonałą szansą na gola stanął Camilo Mena, jednak zabrakło mu celności. Niewykorzystana sytuacja zemściła się niemal błyskawicznie i to podwójnie. Już po chwili piłkę na środek pola karnego dograł Adrian Przyborek, ale ta nie dotarła do kolegi z drużyny, gdyż wcześniej do własnej siatki skierował ją Elias Olsson. Ten gol samobójczy oznaczał z kolei, że Pogoń zdobywała bramkę w każdym z ostatnich pięciu meczów domowych.
Przed przerwą znów nastąpiła wymiana ciosów. Najpierw podopiecznym Johna Carvera prowadzenie efektownym uderzeniem z dystansu przywrócił Ivan Zhelizko. Gospodarze zdołali jednak odpowiedzieć jeszcze przed zejściem do szatni, kiedy sprytem w polu karnym wykazał się Fredrik Ulvestad.
Zawodnicy Roberta Kolendowicza mogli z przytupem rozpocząć drugą odsłonę, ale Efthymios Koulouris nie zdołał sięgnąć mocnego dośrodkowania Grosickiego. Portowcy utrzymywali przewagę, wkrótce mocno podkręcone uderzenie Leonardo Koutrisa o centymetry minęło lewy słupek bramki drużyny z Gdańska.
W kolejnej części spotkania sędzia Patryk Gryckiewicz musiał zarządzać przerwy ze względu na zadymienie spowodowane racami. Jednak to między nimi uparci Portowcy w końcu dopięli swego. W 72. minucie kolejne idealne dośrodkowanie Grosickiego trafiło do Koulourisa, który tym razem już się nie pomylił, strzelając swojego 27. gola w sezonie, a podającemu zapewniając 10. asystę.
Wydawało się, że Pogoń utrzyma korzystny wynik, ale w 89. minucie do wyrównania doprowadził Michał Głogowski. Co więcej, w doliczonym czasie gry to goście byli bardziej zdeterminowani, by zdobyć zwycięskiego gola, jednak ostatecznie rezultat nie uległ już zmianie. W ostatniej kolejce czeka nas zatem niezwykle ciekawe spotkanie w Białymstoku, gdzie Portowcy powalczą w bezpośrednim starciu z Jagiellonią o udział w europejskich pucharach.
Po meczu powiedzieli:
John Carver (trener Lechii): "Co za mecz! 3:3! Myślę, że – jeśli ktoś był neutralnym kibicem, to fajnie się bawił. Widzieliśmy wiele fajnych bramek i trochę słabych interwencji w defensywie. Pokazaliśmy dzisiaj charakter. Często bywa tak, że gdy prowadzi się dwa razy i potem prowadzenie uzyskuje rywal, to trudno wrócić do gry. Nam się udało zremisować i to my byliśmy bliżej strzelenia czwartej bramki. Cały czas mówię jak się rozwija nasz zespół i dzisiaj zagraliśmy tak, że nie zasłużyliśmy na wyjazd stąd z pustymi rękami. Pogoń to dobry zespół i wierzę, że mają szansę na zdobycie trzeciego miejsca, czego im życzę".

Robert Kolendowicz (trener Pogoni): "Dużo się działo. Dużo goli i fajne widowisko. Dla nas nie skończyło się najlepiej. Widać było, że mieliśmy problemy z wejściem w ten mecz. Może to efekt środowego spotkania z Motorem. Nie byliśmy zregenerowani po tamtym spotkaniu. Wiedziałem w jakim jesteśmy stanie fizycznym i przed meczem, gdyby mi ktoś zaproponował remis, wziąłbym ten wynik. Tym bardziej cieszę się, że udało się wrócić do tego meczu i tym bardziej się cieszę, że wynik ten pozwala nam ciągle na wywalczenie trzeciego miejsca w lidze. Żałuję, że nie dowieźliśmy tego spotkania do końca, ale dalej jesteśmy w grze i to jest najważniejsze".