Widzew Łódź - Raków Częstochowa (2:3)
Jak zwykle tłumnie zgromadzeni kibice na stadionie w Łodzi nie musieli długo czekać na otwarcie wyniku spotkania. Już w trzeciej minucie po nieco zamieszaniu przytomnością w polu karnym wykazał się Jakub Sypek, zapewniając gospodarzom prowadzenie. Jak się okazało, odpowiedź nadeszła błyskawicznie. Już dwie minuty później po wrzutce Ericka Otieno najwyżej w polu karnym wyskoczył Jean Silva i uderzeniem głową przy słupku doprowadził do wyrównania.
Gospodarze chcieli jak najszybciej znów przywrócić radość swoim fanom, ale przy kolejnych akcjach brakowało im już skuteczności. W 39. minucie wykazał się nią za to Ivi López, który przyjął podanie od Vladyslava Kochergina i strzałem z powietrza pokonał Rafała Gikiewicza.
Już na początku drugiej odsłony zawodnicy Daniela Myśliwca mieli idealną sytuację, by znów doprowadzić do remisu, ale Fran Alvarez zmarnował doskonałe podanie od Kamila Cybulskiego, posyłając piłkę obok słupka. Po chwili sam 18-latek oddał mocny, ale również niecelny strzał sprzed pola karnego.
Widzew nie ustawał jednak w swoich atakach i tuż przed upływem godziny gry dopiął swego. Dośrodkowanie Marcela Krajewskiego wykorzystał Imad Rondić i efektownym strzałem umieścił piłkę w siatce. Wydawało się, że mecz zakończy się podziałem punktów, ale w ostatnich minutach większą determinacją wykazywała się drużyna Marka Papszuna. Efekt nadszedł w doliczonym czasie gry, gdy z kolejnego idealnego dośrodkowania Otieno gola głową zdobył Jonatan Brunes, ustalając wynik spotkania na 3:2.
GKS Katowice - Lechia Gdańsk (2:0)
Przed pierwszym gwizdkiem w meczu rozgrywanym w Katowicach uczczono pamięć zmarłego Jana Furtoka, a kibice rozpoczęli doping dopiero od 10. minuty spotkania. Krótko po tym wyraźnie aktywniejsza drużyna gospodarzy objęła prowadzenie. Wówczas precyzyjne dośrodkowanie z prawej strony boiska posłał Marcin Wasielewski, a piłkę do siatki głową skierował Arkadiusz Jędrych.
Po zdobytym golu gospodarze oddali inicjatywę rywalom, wyczekując okazji do kontrataku. Podopieczni Radosława Belli szukali szans na wyrównanie, ale pierwsze uderzenie oddali dopiero w 39. minucie, kiedy Dawid Kudła bez większych problemów zatrzymał strzał Maksyma Khlana. Niewykorzystana sytuacja zemściła się niemal błyskawicznie, gdyż chwilę później drugiego gola dla GKS-u zdobył Sebastian Bergier. Tuż przed przerwą bramkę kontaktową mógł strzelić Bogdan Viunnyk, ale i on przegrał pojedynek z bramkarzem.
W drugiej odsłonie spotkania kibice wciąż podziwiali dynamiczne widowisko i ofensywne oblicza obu drużyn. Piłka regularnie wędrowała z jednej połowy na drugą, obie drużyny oddawały mnóstwo strzałów, ale obie miały też problem ze skutecznością, jak choćby Bogdan Viunnyk, którego nieco przypadkowy strzał przeleciał obok słupka. Czujnością wykazywali się także bramkarze, Bogdan Sarnavskyi zatrzymał m.in. potężne uderzenie Błąda.
Zawodnicy Rafała Góraka w końcówce postawili już na kontrolę gry i powstrzymywanie zapędów Biało-Zielonych. Dzięki temu utrzymali korzystny wynik do samego końca, odnosząc szóste zwycięstwo w sezonie.
Puszcza Niepołomice - Śląsk Wrocław (1:0)
Mecz Śląska Wrocław z Puszczą Niepołomice był niezwykle ważny dla układu dolnych rejonów tabeli. Spotkanie znacznie lepiej rozpoczęli piłkarze z Wrocławia, którzy już w 2. minucie mogli wyjść na prowadzenie za sprawą rzutu karnego. Piszemy, że mogli, bo ostatecznie Piotr Lasyk po konsultacji z wozem VAR postanowił anulować decyzję o jedenastce dla gospodarzy. Chwilę później wrocławianie i tak powinni wyjść na prowadzenie. W stuprocentowej sytuacji znalazł się bowiem Piotr Samiec-Talar, jednak mając przed sobą tylko bramkarza, uderzył obok bramki.
Pierwsza połowa przebiegała pod dyktando graczy Śląska, którzy za sprawą Samca-Talara i Żukowskiego mieli kolejne sytuacje na wyjście na prowadzenie, jednak za każdym razem coś graczom gospodarzy stawało na przeszkodzie. Ostatecznie do końca pierwszej odsłony wynik się nie zmienił i obie ekipy zeszły do szatni z wynikiem bezbramkowym.
W drugą połowę lepiej weszli zawodnicy Puszczy. Już w 56. minucie przed znakomitą okazją stanął Blagaić, jednak jego strzał tylko w sobie znany sposób obronił Rafał Leszczyński. Co się odwlecze, to nie uciecze. W 66. minucie prawdziwe wejście smoka zanotował Mateusz Cholewiak, który chwilę wcześniej pojawił się na murawie. Otrzymał dobre podanie w polu karnym i bez chwlii wahania uderzył piłkę lewą nogą tuż przy słupku, nie dając szans Leszczyńskiemu na skuteczną interwencję.
Śląsk był wyraźnie zaskoczony takim obrotem spraw i przez długi czas gracze z Wrocławia nie mogli wejść na właściwe tory. Najlepszą okazję do wyrównania mieli w 89. minucie. Wówczas Sebastian Musiolik po dobrym dośrodkowaniu uderzył jednak głową wprost w bramkarza Puszczy. Ostatecznie, mimo siedmiu doliczonych minut, wynik spotkania już się nie zmienił i Puszcza mogła cieszyć się z niezwykle ważnego zwycięstwa, a Śląsk ma o czym myśleć przed kolejnymi spotkaniami.