Piast Gliwice - Legia Warszawa (2:0)
Kto by się spodziewał, że mecz Piasta z Legią będzie pojedynkiem wewnątrz strefy spadkowej? Tak właśnie rozpoczął się sobotni mecz, a murawa zdawała się jakością dostosowywać do pozycji ligowych. Fatalny stan boiska oznaczał niższą precyzję i konieczność szukania prostych rozwiązań przez zawodników. Jako pierwszy swoją szansę zmarnował już po dwóch minutach Mileta Rajović, a jeszcze przed upływem 10 minut strzał Dziczka wybił Augustyniak.
Vallejo testował Kacpra Tobiasza jako pierwszy w 24. minucie, ale i Frantisek Plach miał okazję się wybrudzić, gdy tylko wybił przed siebie strzał z dystansu Krasniqiego. Zaimponował refleksem w 34. minucie, gdy Kacper Urbański świetnie wypuścił Rajovicia, a ten przegrał walkę sam na sam ze Słowakiem. Moment później ponownie strzelał Krasniqi, bez skutku. Plach był jeszcze testowany przez Stojanovicia pod koniec połowy, zaś Herman Barkouski z kilkunastu metrów posłał piłkę wprost w Tobiasza.
Po bladej pierwszej połowie nie wrócił Stojanović, zastąpiony przez Chodynę, za to niezawodny pozostawał Plach, który już 25 sekund po wznowieniu znów zatrzymał Rajovicia. Kolejne minuty nie przyniosły jednak konkretów, ofensywa Piastunek przestała istnieć, ale i Legia długo nie pokazywała nic wartego uwagi. Dopiero w 84. minucie Kacper Chodyna urwał się obrońcom i szedł sam na Placha, który ponownie wygrał! To okazało się bezcenne moment później, gdy Igor Drapiński zastawił się i wycofał do świeżo wprowadzonego Michała Chrapka, a ten huknął wprost do bramki Tobiasza.
I na tym agonia Legii się nie skończyła, w 90. minucie Arkadiusz Reca faulował w polu karnym, co oznaczało jedenastkę dla Piasta w doliczonym czasie gry. Jorge Felix podszedł do piłki i mocnym strzałem blisko środka bramki pokonał Tobiasza! Takiej implozji Wojskowych w końcówce nikt się chyba nie spodziewał i powrotu do rywalizacji nie było - to Piast szukał kolejnych goli. A pocieszenie? Jedyne jest takie, że za tydzień Legia zagra rewanż - ma zaległy mecz z Piastem z rundy jesiennej.

Zagłębie Lubin - Widzew Łódź (2:1)
Choć przed Zagłębiem jeszcze jeden zaległy mecz w połowie grudnia, to chcieli pożegnać się z własnymi kibicami przynajmniej obronieniem twierdzy. Lubin to przecież ostatni niezdobyty stadion w Ekstraklasie, choć już w 5. minucie prowadzenie Widzewowi próbował dać Bartłomiej Pawłowski z rzutu wolnego, zatrzymany przez Buricia. Miedziowi następnie stracili odwiezionego do szpitala Filipa Kocabę (uderzenie w głowę), ale trzymali się nieźle.
Dopiero po wybiciu 30 minut Andi Zeqiri uderzył nietypowo po dośrodkowaniu Kozlovskiego. Jego podkręcony strzał przeszedł obok słupka. Cztery minuty później z prawej flanki znalazł go Marcel Krajewski, ale ofiarna parada Jasmina Buricia pozwoliła zatrzymać strzał Albańczyka. Zagłębie chciało doczekać do przerwy, jednak ta sztuka się nie udała. Krajewski doczekał się asysty, dogrywając do Sebastiana Bergiera w 45+5. minucie, a ten dał prowadzenie do przerwy.
Przewaga Widzewa była niepodważalna w pierwszej połowie, a i w drugiej goście wydawali się pokazywać więcej. Z czasem jednak zmiany poczynione przez Leszka Ojrzyńskiego (zwłaszcza wprowadzony Makowski) dawały przewagę miejscowym. Widzew prosił się o stratę gola, więc w końcówce spróbował zamknąć mecz.
W 80. minucie Shehu uderzył pod dalszy róg i Buriciowi pomagał słupek. Moment później cudne uderzenie posłał Mariusz Fornalczyk, ale nie złamał swojej klątwy: obił poprzeczkę. Tym samym odpowiedział pod bramką gości Leonardo Rocha, gdy z sytuacyjnej piłki huknął w obramowanie w 83. minucie. Jednak Portugalczyk poprawił się po długiej wrzutce Makowskiego, posyłając wymarzoną główkę w 86. minucie. Zagłębie walczyło do końca i opłaciło się! Już po upływie 94 minut ostatnia akcja skończyła się potężnym strzałem Jesusa Diaza, który dał zwycięstwo!

Pogoń Szczecin - Radomiak Radom (2:2)
Cztery porażki w pięciu ostatnich meczach – Pogoń miała za co rehabilitować się kibicom w ostatnim meczu roku. I była blisko modelowego otwarcia wyniku w 12. minucie, gdy Ulvestad doskonale obsłużył Kamila Grosickiego, a ten po ziemi posłał piłkę po złej stronie dalszego słupka. Odpowiedział strzałem Vasco Lopes, którego próba była celna, ale wprost w ręce Valentina Cojocaru.
Na dłuższy czas ten strzał pozostał najlepszym, co obie drużyny pokazały. Dopiero po wejściu w ostatni kwadrans pierwszej odsłony blokowane były strzały Koutrisa i Grosickiego. Wreszcie, w 37. minucie kontra Pogoni dała efekt. Dośrodkowanie Grosika było wybite przez Zie Ouattarę, jednak wprost przed nabiegającego Sama Greenwooda, który mocno wpakował piłkę do siatki. Po niecałych trzech minutach było już 2:0, gdy Keramitsis z połowy znalazł Paula Mukairu. Ten najpierw uderzył w słupek, ale na tyle szczęśliwie, że piłka wróciła do niego i pozwoliła na dobitkę.
W doliczonym czasie Maurides mógł dać kontakt gościom, jednak Cojocaru popisał się refleksem i utrzymał dwa gole przewagi. Portowcy szukali trzeciego gola po powrocie do gry, jednak seryjnie marnowali okazje. Za to w 54. minucie Elves Balde nieoczekiwanie przelobował Cojocaru i od poprzeczki zmieścił piłkę w bramce Portowców, dając kontakt i dodając energii Radomiakowi. Goście wyraźnie przeważali i tym bardziej bolały dwa potwornie nieudane strzały Benjamina Mendy’ego.
Portowcy weszli w ostatni kwadrans z kolejną niewykorzystaną okazją, na co odpowiedzieli goście. Grzesik odegrał do Wilsona-Esbranda, ten znalazł Tapsobę, który trąceniem piłki wsunął ją przy słupku. Strzelec i asystent weszli na boisko chwilę wcześniej. Obie ekipy walczyły o komplet punktów do końca, oferując emocjonujące widowisko. W 90+2. minucie Grosicki uderzył potężnie bezpośrednio z wolnego, ale Majchrowicz wypiąstkował.

Arka Gdynia - Motor Lublin (1:0)
Gospodarze chcieli dobrze zamknąć mecz i już po dwóch minutach Kerk świetnie wstrzelił piłkę przed bramkę. Nikt nie przeciął jej lotu, ale parę minut później ten sam zawodnik znalazł Jakubczyka, który mocno uderzył w kierunku dalszego słupka. Chybił. Kolejne dwie minuty i Espiau nie opanował piłki przed bramką. Start Arki był imponujący, a gdyby Jakubczyk nie wypuścił sobie za daleko piłki w 19. minucie, byłoby prowadzenie zamiast obrony Brkicia.
Motor miał niewiele z gry, tymczasem w 22. minucie wyjątkowo trudne położenie nie powstrzymało Karola Czubaka przed mocnym strzałem głową, zatrzymanym dzięki wielkiemu wysiłkowi Damiana Węglarza. Motorowcy stracili jeszcze Mateusza Stolarskiego z powodu kontuzji, zaś Arka napierała dalej: Navarro został zatrzymany w 35. minucie.
Końcówka pierwszej połowy przyniosła kontrowersje: Kike Hermoso wpakował piłkę do siatki po nieudanym wyjściu Brkicia, jednak VAR pomógł anulować trafienie: Marcjanik faulował bramkarza. Miejscowi byli wściekli, a jeszcze bardziej narzekali na PZPN, gdy pod koniec doliczonego czasu Czubak zagrał ręką w polu karnym. Zamiast jedenastki było zejście do szatni w akompaniamencie gwizdów.
Motor wyraźnie poprawił się po przerwie, ale wciąż bliżej gola byli gospodarze. Bartosz Wolski udem ratował Brkicia w 63. minucie, Espiau główkował nad poprzeczką, a w 74. minucie jadowity strzał Kerka też nie minął golkipera. Gdy Niemiec nie zdołał przełamać Brkicia ponownie w 82. minucie, z odsieczą przyszedł wprowadzony kilka minut wcześniej Luis Perea: z ostrego kąta dobił i wreszcie dał otwarcie! Już nawet VAR nie zabrał tego gola. Rozczarowaniem Arki zapachniało w 90+3. minucie, gdy Joao Oliveira był o włos od samobójczego trafienia na korzyść Motoru, ale piłka nie weszła do bramki. Beniaminek będzie zimować bliżej środka tabeli?

