Zimujecie na trzynastej pozycji. W osiemnastu meczach zdobyliście 20 punktów. Czy w klubie panuje zadowolenie z tego wyniku?
"W pierwszych kilku kolejkach czułem, że muszę się przyzwyczaić do tempa i stylu polskiej ligi. To jednak coś innego niż nasza rodzima liga. Podobnie zgrywał się zespół. Myślę, że po pierwszej wrześniowej przerwie na reprezentacje wszystko zaczęło wyglądać lepiej. Przyszły lepsze wyniki. Ogólnie jesteśmy młodą drużyną, potrzebowaliśmy się zgrać. Rok zakończyliśmy idealnie i z takim nastawieniem wracałem do domu. Wszystko idzie w dobrym kierunku".
Indywidualnie opuścił pan tylko dwie kolejki. W szesnastu występach zdobył pan gola i dołożył dwie asysty. Jak ocenia pan swoje zaangażowanie?
"Jestem zadowolony z liczby minut, poza meczami pucharowymi. W nich nie grałem. Przez dwa tygodnie byłem kontuzjowany – złamany palec, poza tym byłem cały czas do dyspozycji. Minuty są super. Punktów mogło być więcej, ale powoli idę do przodu (uśmiech). Nie patrzę na to przez pryzmat statystyk. Najważniejsze, że jako drużyna robimy postępy".
Z Chorwacji wrócił dojrzalszy
Lechia to pana drugi zagraniczny klub. W czym pomogła panu krótka przygoda w chorwackiej Goricy?
"Przede wszystkim nie mam problemu z wejściem do nowego zespołu. Jasne, był tu już przede mną Bobcek, co też mi ułatwiło sprawę. Trafiłem jednak do kilku nowych drużyn, wszędzie jest inaczej i Chorwacja bardzo mi pomogła w adaptacji. Pojechałem tam na wypożyczenie w nie najlepszym nastroju, a wróciłem dojrzalszy, zwłaszcza jako człowiek".
W Lechii jest pan od lata. Z jakimi oczekiwaniami przychodził pan do Polski?
"Przede wszystkim spodobał mi się projekt, który przedstawił mi zarząd i trener podczas rozmowy telefonicznej. To wizja na co najmniej dwa-trzy lata, dlatego mam też dłuższy kontrakt. Chcą, żebym był częścią tego planu. Zyskali mój szacunek. Oczywiście, zawsze coś może pójść nie tak, ale długofalowa wizja jest kluczowa".
Czy z czasem zmieniły się pana oczekiwania lub postrzeganie Ekstraklasy?
"Wręcz przeciwnie, jestem jeszcze bardziej zaskoczony intensywnością. Spodziewałem się, że będzie bardziej fizycznie, szybciej. Tutaj gra się bardzo dynamicznie, akcje idą w obie strony. Dopóki sam tego nie doświadczyłem, nie zdawałem sobie sprawy, jak to wygląda. Potwierdziło się to już w moich pierwszych meczach. Im dłużej trwała liga, tym bardziej zespoły się zgrywały, a różnica w zaangażowaniu była wyraźna. Z czasem do wszystkiego się przyzwyczaiłem".
Trener, który ufa zawodnikom i zgrywający się zespół
Jesienią spędził pan na boisku więcej minut (1 440) niż przez cały poprzedni sezon (1 320). Czy to najważniejsze dla pana rozwoju?
"Zdecydowanie. Myślę, że trener stara się być obiektywny wobec wszystkich. Mnie też zdarzyło się zagrać słabszy mecz czy popełnić błąd. Jest na tyle doświadczony, że jego komunikacja jest pozytywna i zawodnik czuje od niego zaufanie w każdej sytuacji. Niezależnie od tego, co się dzieje na boisku, stoi za tobą i dodaje pewności siebie".
Stoczył pan 100 pojedynków z pozytywnym bilansem 51/49. To dowód na szybką adaptację do tutejszego fizycznego futbolu?
"Gdybym miał chociaż 70/30, byłbym bardziej zadowolony (śmiech). To fizyczna liga. Statystyk nie śledzę bardzo dokładnie, bardziej skupiam się na analizach wideo, które dostajemy".
Pierwsze kolejki w sezonie nie były idealne. Na zwycięstwo czekaliście pięć kolejek. Jak to pan tłumaczy?
"Nie chcę zrzucać winy tylko na brak zgrania. Jesteśmy jednak młodym zespołem i taka jest rzeczywistość. Czułem to ja, czuli to inni, że jak wygramy jedno spotkanie, to ruszy. Tak się stało, udało się w derbach u siebie. Od tego momentu widziałem, że obudziliśmy się do lepszej gry. Wcześniej też nie graliśmy źle, tylko nie potrafiliśmy przełożyć tego na wyniki. Traciliśmy łatwe bramki. U siebie z Motorem był remis 3:3, spokojnie mogliśmy wygrać. Cracovia strzeliła nam gola w ostatnich sekundach. Detale, przy których myślisz, że nic się nie może stać, kosztowały nas punkty. Teraz już spokojnie sobie z tym radzimy".

Przez licencyjne i finansowe nieprawidłowości zaczynaliście sezon z -5 punktami. Czy to był duży psychiczny ciężar, którego nie dało się uniknąć?
"W szatni ani w klubie nie roztrząsaliśmy tego przed sezonem ani w trakcie, szczerze mówiąc. Nie ma sensu się nad tym zastanawiać. Raz wpiszą ci to do tabeli i nie zmienisz tego. Z drugiej strony, po przerwie na kadrę pomyślałem, że gdybyśmy mieli te pięć punktów, bylibyśmy blisko TOP 4. Najważniejsze, że stratę możemy odrobić na boisku i nie będzie nam brakować tych punktów".
Po odrobieniu strat poprawiły się też wasze wyniki i gra. To był taki nowy start?
"Dokładnie tak, zniwelowaliśmy stratę i wtedy powiedzieliśmy sobie: 'ok, sezon zaczyna się teraz'. Od tego momentu graliśmy z większym luzem i wszystko szło bardzo dobrze".
Bobcek? Wzór do naśladowania
Przyczynił się pan do zmiany wyników. Strzelił pan pięknego gola przeciwko Zaglebiu, a w kolejnej kolejce zapewnił zwycięstwo asystą w derbach. Czy zyskiwał pan stopniowo pewność siebie?
"Jak wspominam derby, to nie był ładny mecz. Liczyło się tylko, kto pierwszy przepchnie piłkę do bramki i popełni mniej błędów. Oczywiście, asysta cieszy, ale po ostatnim gwizdku nie myślałem o niej. Bardziej patrzę na drużynę i na to, że wygraliśmy u siebie przy 40 tysiącach kibiców. To zostaje w pamięci bardziej niż podanie".
Tylko w ostatnich trzech kolejkach strzeliliście 12 goli, a w całej rundzie jesiennej 37 – najwięcej ze wszystkich drużyn. Trener preferuje ofensywny styl gry?
"Tak, lubi ofensywny futbol. Staramy się cały czas atakować i grać wysoko. Nieważne, kto jest po drugiej stronie. Chcemy tak się prezentować zawsze. Chcemy być dla każdego – u siebie i na wyjeździe – niewygodnym rywalem i przeszkadzać przez cały mecz. Myślę, że sztab dobrze to realizuje i mocno nas do tego motywuje. To się sprawdza. Jednak tracimy dużo bramek, co wynika z pressingu, bo zostawiamy sporo miejsca z tyłu. W Ekstraklasie każdy może to wykorzystać".
Pana rodak Tomas Bobcek jest kluczowym zawodnikiem drużyny. Trzynaście goli zdobył sam, drużyna może na niego liczyć praktycznie w każdym meczu?
"Bardzo się z tego cieszę. Zawsze mu powtarzam, że wraca do niego wszystko, co wkłada w piłkę. Dużo poświęca. Dodatkowe treningi, praca z fizjoterapeutą, na siłowni. Zaczął zbierać owoce. Cieszę się, zasłużył na to. To nie tylko rodak, ale i przyjaciel. Często się zastanawiasz, że piłka potrafi być skomplikowana, a on mówi nam: podajcie piłkę przed bramkę, ja ją znajdę. I naprawdę tak jest (śmiech)".
Spędzacie razem czas także poza boiskiem?
"Od pierwszego dnia pomagał mi we wszystkim. Nawet z mieszkaniem, ostatecznie mieszkamy trzy minuty spacerem od siebie. Chodzimy na spacery z psami albo wyskakujemy na kolację. Przez ostatnie pół roku zbudowaliśmy świetną relację".

Swoimi występami zasłużył na niezapomniany debiut w reprezentacji. Pan znalazł się w szerokiej kadrze. Myśli pan o tym kierunku?
"Byłoby miło, jasne. Gdy grasz na takim poziomie, zawsze chcesz reprezentować swój kraj. Nie wywieram na siebie presji. Czy będę powołany teraz, czy następnym razem nie, nie złamie mnie to. Jeśli przyjdzie powołanie, ucieszę się, ale nie stawiam sobie tego jako celu za wszelką cenę".
