Gospodarze utknęli w dolnej połowie tabeli, a przyjezdni są już świadomi pożegnania z Ekstraklasą. Dwie rozczarowujące wiosną drużyny spotkały się na zamknięcie 33. kolejki i otwarte było tylko pytanie, kto wleje choć trochę otuchy w serca kibiców po ostatnich niepowodzeniach.
Sprawdź szczegóły meczu Widzew – Puszcza

Początek zwiastował niezłe widowisko, gdy w dwie minuty obie drużyny oddały po jednym strzale z dystansu. Z tej chmury deszczu jednak nie było: Widzew dominował, a Puszcza cierpliwie się broniła, co utrudniła strata kontuzjowanego Craciuna jeszcze przed kwadransem.
Tuż po wejściu Konrada Stępnia Juljan Shehu oddał jadowite uderzenie z ponad 20 metrów, które Kewin Komar wybił na korner i… przez kolejne 20 minut działo się niewiele. Żubry cierpliwie wybijały lub blokowały uderzenia, a RTS nie miał koncepcji na złamanie defensywy gości. Takie sytuacje czasem się mszczą i po półgodzinie Puszcza miała lepszy moment, choć zwieńczony tylko piłką w „koszyczku” Gikiewicza po centrostrzale.
Pierwszą połowę zamknął rzut wolny Lubomira Tupty w 43. minucie, w którym Słowak popisał się świetnym uderzeniem. Piłka poszłaby w okienko, gdyby nie wyskok do główki Steca, który skierował futbolówkę nieznacznie nad poprzeczkę.
Raz jeszcze Puszcza mogła skarcić nieskuteczność Widzewa, bowiem po przerwie goście ruszyli znacznie lepiej, a Herman Barkouski wziął na siebie obronę i oddał piłkę niekrytemu Klimkowi. Ten chyba spanikował – miał miejsce i czas, a posłał ją poza bramkę. Skoro mając tak niewiele okazji Puszcza nie skorzystała z najlepszej, to goście zostali wkrótce ukarani.
Gdy dobiegł końca kwadrans drugiej połowy, złe wybicie Komara otworzyło Widzewowi drogę w pole karne, a gdy Cybulski wpuścił w nie z piłką Tuptę, który – jak wytrawny snookerzysta – posłał „bilę” po gładkiej zieleni idealnie w lukę między bramkarzem a dalszym słupkiem. Wynik otwarty, a na trybunach race odpalone i obie drużyny czekała przerwa w grze.
Po niej nie było już mowy o powrocie Puszczy. Żubry próbowały, owszem, ale Antoni Klimek ponownie nie skrzywdził swojej byłej drużyny w 81. minucie, choć to była kolejna świetna okazja. Kilka minut później Kosidis niefortunnie oddał piłkę w środku boiska i przerzut wypuścił Frana Alvareza na bramkę. Komar wyszedł i dał się ominąć, a Hiszpan znalazł drogę do bramki mimo desperackich prób obrony.
Wejście w doliczony czas oglądało się znacznie lepiej – Puszcza wolna od ciężaru obrony wyniku szukała honorowego trafienia, by przedłużyć niezły bilans meczów ze zdobytym golem do 10. Ta sztuka się nie udała, Widzew kończy z wygraną 2:0, która kibiców nie uspokoi w kontekście jakości gry przed letnimi wzmocnieniami, ale na pewno poprawi nastroje.
