Liverpool po starcie sezonu mógł narzekać na brak czujności w obronie, z kolei Newcastle skłócone z Alexandrem Isakiem cierpi na impotencję w ataku. Sroki nie były w żadnym razie skazane na porażkę, choć bukmacherzy dawali obrońcom tytułu nieco większe szanse.
Sprawdź szczegóły meczu Newcastle – Liverpool
Otwierające dwa kwadranse nie dostarczyły fanom przesadnych emocji. Przez pół godziny oglądaliśmy tylko jeden groźny, celny strzał, który oddał przed kwadransem Florian Wirtz. Gospodarzy mogło cieszyć stosunkowo niewiele, poza dwiema nieudanymi próbami Anthony’ego Gordona na korzyść Srok przemawiały dwie wczesne żółte kartki dla Ibrahimy Konate i Ryana Gravenbercha.
Ten ostatni wkrótce zapisał się ponownie w protokole meczowym, ale już z zupełnie innego powodu. W 35. minucie jego płaskie uderzenie z 20 metrów napotkało nogę Fabiana Schara, a piłka spadła idealnie na słupek i znalazła się w bramce.
Nieoczekiwane uderzenie otworzyło wynik, a szalę na korzyść Liverpoolu powinien był dodatkowo przechylić Curtis Jones w 42. minucie, obsłużony doskonale przez Salaha. Z „pomocą” przyszedł Anthony Gordon – jego niebezpieczne wejście w nogę Virgila van Dijka zostało wycenione na czerwoną kartkę po weryfikacji VAR.
Po powrocie na boisko The Reds zapotrzebowali raptem 20 sekund, by utrudnić położenie gospodarzy. Z połowy boiska z piłką ruszył Hugo Ekitike i oddał do Gakpo przed bramką. Ten został zablokowany i zwrócił piłkę koledze, który podwoił prowadzenie.
Trudno było wyobrazić sobie zmianę dynamiki tego spotkania, a jednak Sroki dokładnie do tego doprowadziły. W kolejnych minutach presja gospodarzy rosła, goście byli spychani coraz głębiej do obrony i w końcu się udało: w 57. minucie wrzut z autu najpierw skończył się wybiciem, ale piłka wróciła w pole karne, gdzie pogubił się Kerkez i Bruno Guimaraes głową zapewnił kontakt Srokom.
Napędzeni głośnym dopingiem i naładowani wiarą w sukces, zawodnicy z Newcastle napierali dalej, co chwilami oznaczało desperackie wybicia Liverpoolu z pola karnego. Faworyci przetrwali, a gospodarzom zaczynało brakować paliwa u wejścia w ostatni kwadrans. Jednak zmiany Eddiego Howe'a przyniosły oczekiwany efekt. W 88. minucie piłka od Nicka Pope'a znalazła Williama Osulę przed bramką Alissona i Duńczyk dał wyrównanie! Liverpool znów pozwolił rywalom odrobić dwa gole straty.
Teraz juź każdy stały fragment gospodarzy oznaczał niesamowitą wrzawę na St. James' Park, a aż 11 doliczonych minut oznaczało dość czasu dla obu zespołów, by wyrwać komplet punktów. Kluczowa okazała się zmiana Arne Slota, który wpuścił na boisko Rio Ngumohę w 90+6. minucie. Piłkarz wkrótce odegrał kluczową rolę, gdy Salah dogrywał z prawej, Szoboszlai przepuścił piłkę, a niekryty Ngumoha z pierwszej wkręcił piłkę do bramki po bocznej siatce! Mimo paru kolejnych stałych fragmentów Sroki nie zdołały już odpowiedzieć.
