Na murawie Stamford Bridge nie do końca było to jednak widać, bo mecz był wyrównany i raczej nie porywał kibiców. W pierwszej połowie Everton był zupełnie bezradny i nawet nie próbował czegoś zdziałać, a Chelsea kontrolowała grę, ale daleko jej było do regularnego zagrażania bramce Jordana Pickforda.
W 14. minucie Anglika sprawdził Noni Madueke, ale bramkarz Evertonu świetnie zareagował i popisał się udaną obroną. Tuż przed upływem dwóch kwadransów gry nie miał już jednak szans przy uderzeniu Nicolasa Jacksona. Gracze Evertonu stracili piłkę na własnej połowie, Enzo Fernandez podał do przodu do Senegalczyka, a ten ładnym płaskim strzałem zza pola karnego przerwał swoją posuchę bramkową, która trwała od połowy grudnia ubiegłego roku.
Po przerwie mogliśmy się spodziewać bardziej dojrzałej gry gospodarzy, którym zależało przecież, by koniecznie zdobyć dzisiaj trzy punkty. Nic takiego się jednak nie wydarzyło, a goście regularnie atakowali niemrawych w ofensywie The Blues.

Robert Sanchez był jak zwykle niepewny przy wyjściach do górnych piłek i dwa razy miał spore problemy na przedpolu, ale na linii prezentował się dzisiaj kapitalnie. Interweniował po strzale Beto na początku drugiej połowy, a w 86. minucie zapobiegł doprowadzeniu do remisu po strzale Dwighta McNeila i jest jednym z bohaterów zwycięstwa Chelsea.
Kandydatów do tego miana nie ma zbyt dużo, bo atak gospodarzy był dziś bardzo rozchwiany. Jackson strzelił co prawda gola, ale zaliczył też dużo strat, Cole Palmer zupełnie przeszedł obok meczu, Pedro Neto raptem kilka razy szarpnął prawą stroną, a najgroźniejszy był Madueke, który w drugiej połowie dołożył dwa kolejne groźne strzały do uderzenia z pierwszej połowy.
W futbolu liczy się jednak wynik i liczą się punkty, a po dopisaniu trzech oczek do swojego dorobku londyńczyy wskakują na czwarte miejsce w tabeli i trzymają się w czołowej piątce.
