Obie drużyny zaliczyły poważny spadek formy względem rozpoczęcia minionego roku, ale na Etihad Stadium w sobotę Manchester City musiał być uznawany za faworyta. Obywatele, mimo głębokiego kryzysu, mieli wszystko w swoich rękach i tylko wygranej nad Młotami – ostatnio zmiecionymi w pył przez Liverpool – oczekiwali ich kibice.
Sprawdź szczegóły meczu Manchester City - WHU

Samobój i przebudzenie niewidocznego Haalanda
Początek meczu kompletnie oczekiwań nie spełniał, ponieważ to West Ham United był bliżej zagrożenia bramce Obywateli. Kudus i Soucek postraszyli Ortegę zanim łut szczęścia dał prowadzenie gospodarzom. Najlepiej prezentujący się w City Savinho próbował dogrywać ze skrzydła przed bramkę, piłkę trącił przypadkiem Coufal i ta wpadła za plecy zaskoczonemu Areoli.
Zawodnicy Guardioli wyglądali na dalekich od optymalnej formy. O ile Savinho czy De Bruyne dwoili się i troili, o tyle Haaland przez pół godziny zaliczył jeden kontakt z piłką. Po drugiej stronie byli jednak rywale, którzy już drugi mecz nie byli w stanie znaleźć celnego strzału. Efekt to połowa, która zdawała się zmierzać do końca z jednym przypadkowym golem samobójczym. Największą kontrowersją był zatrzymany za faul atak WHU, w którym faulu mogło nie być.
Finisz należał jednak do gospodarzy. Najpierw Alphonse Areola musiał zatrzymać Rico Lewisa, a później przypomniał o sobie wielki Norweg, który piłkę posłaną z lewej strony przez Savinho głową wpakował do siatki w 42. minucie.
(Zbyt) łatwo podwojone prowadzenie
Strata Młotów była już poważna, choć mecz nie miał większej historii. Udało się przerwać licznik minut bez dobrego strzału, kiedy Coufal był bliski odrobienia samobójczej bramki uderzeniem w 51. minucie. Ortega obronił. Wkrótce nie było już mowy o odrobieniu strat i punktach, ponieważ Savinho prostopadłym podaniem wypuścił Haalanda, ten uciekł Kilmanowi i podciął futbolówkę nad leżącym już Areolą. Żeby było jeszcze gorzej, pressing City doprowadził do koszmarnego błędu w defensywie, po którym Kevin De Bruyne miał luksus wyboru egzekutora. Padło na Fodena, który wpakował czwartą bramkę.
Losy rozstrzygnięte, temperatura zaczęła więc ponownie spadać. Młotom pozostało już tylko szukać honorowego trafienia. W 66. minucie nie udało się Souckowi, ale na niecałe 20 minut przed końcem zaliczył asystę, gdy świetnie obsłużył Fullkruga, a ten nie gorzej wsunął piłkę przy samej bocznej siatce. Londyńczycy szukali kolejnych trafień – o centymetry z bramką minął się choćby strzał Paquety – ale City miało kontrolę nad spotkaniem. Gospodarze wciąż są dalecy od optymalnej formy, jednak przekonująca wygrana czy odblokowanie Haalanda przed swoją publicznością to z pewnością sygnały poprawy.
