Jeżeli spytalibyśmy Rubena Amorima o wymarzone pierwsze dwie minuty jego pierwszego meczu w Premier League, prawdopodobnie opisałby właśnie to, co wydarzyło się dziś na Portman Road. Gdy wszyscy nie zdążyli jeszcze dokładnie przeanalizować na jakich pozycjach grają zawodnicy Manchesteru United, zespół Portugalczyka już wyszedł na prowadzenie 1:0.
Świetną szarżę prawą stroną boiska przeprowadził Amad Diallo, który był dzisiaj jednym z kilku zawodników, którzy byli ustawieni na innej pozycji niż za czasów Erika Ten Haga. Iworyjczyk dograł w pole karne wzdłuż bramki, a tam znalazł się Marcus Rashford (dzisiaj jako środkowy napastnik, a nie jak wcześniej skrzydłowy), który uprzedził chcącego złapać piłkę Aijaneta Muricia i wpakował piłkę do siatki.
Fani Czerwonych Diabłów mogli nagle poczuć gęsią skórkę, bo wydawało się, że drużyna pod wodzą Amorima faktycznie zaczęła prezentować się dużo lepiej. Zwłaszcza, że już kilka minut później groźny strzał oddawał Christian Eriksen, który mógł podwyższyć prowadzenie.
Z upływającymi minutami przestało się to jednak prezentować tak kolorowo. Gracze Ipswich toczyli wyrównany bój ze znacznie bardziej utytułowanymi rywalami, a Manchester United nie sprawiał wrażenia dużo lepszej ekipy na boisku. Z czasem zaczęły pojawiać się też kolejne strzały, z którymi musiał sobie radzić Andre Onana.
Prawdziwego cudu w bramce dokonał jednak pod koniec pierwszej połowy, gdy w nieprawdopodobny sposób obronił strzał Liama Delapa, który znalazł się na sam na kilka metrów przed bramką. Sytuacja przypominała rzut karny z piłki ręcznej, tylko wykonywany na większą bramkę. Napastnik mógł zrobić wszystko, a bramkarz Manchesteru mógł pokryć naprawdę małą część bramki, Onana wystawił prawą rękę do góry i cudem zatrzymał uderzenie, które było stuprocentową sytuacją na gola.
Chwilę później nic już nie uratowało Kameruńczyka między słupkami Czerwonych Diabłów. Omari Hutchinson przyjął sobie piłkę po prawej stronie na granicy pola karnego i lewą stopą uderzył idealnie w samo okienko, doprowadzając do remisu. Mimo że strzał był niemal nie do obrony, to piłka w czasie lotu zaliczyła jeszcze obcierkę od jednego z zawodników gości co sprawiło, że naprawdę strzału nie dało się obronić. Pierwsza przerwa Amorima w Anglii nie była więc idealna.

Druga połowa także zaczęła się dla przyjezdnych zdecydowanie gorzej niż pierwsza, ponieważ to Ipswich przeprowadziło akcję podobną do tej, po której gola zdobył Manchester United. W roli kończącego wystąpił jednak Delap, ale między słupkami lepiej zachował się Onana i nie doprowadził on do straty kolejnego gola.
Obaj szkoleniowcy przeprowadzili kilka zmian, Amorim wprowadził chociażby z ławki Rasmusa Hojlunda i Joshuę Zirkzee, co miało dodać animuszu w ofensywie, ale żadna ze stron nie była w stanie wypracować sobie pewnej okazji strzeleckiej, a wszystkie próby spokojnie bronili Onana i Murić.
Ostatecznie oba zespoły podzieliły się punktami, a żadna ze stron nie może mówić o poczuciu niesprawiedliwości z wyniku. Kolejny mecz czeka Amorima już w czwartek, gdy w Lidze Europy zadebiutuje na Old Trafford przeciwko Bodo/Glimt. W weekend z kolei w Manchesterze jego zespół zagra z Evertonem.