Tuż po II wojnie światowej Busby został mianowany trenerem Manchesteru United i stał się synonimem sukcesu klubu. W 1952 roku United zdobyli swój pierwszy tytuł od 1911 roku i dopiero trzeci w swojej historii. W latach 50. odnieśli wiele innych wspaniałych triumfów. Busby bardzo wierzył w młodych zawodników, dlatego jego drużyna zyskała przydomek Busby Babes i świętowała dwa kolejne tytuły w 1956 i 1957 roku.
Sezon 1957/58 również przebiegł zgodnie z planem, a drużyna zajęła pierwsze miejsce w ligowej tabeli i wyeliminowała irlandzki Shamrock Rovers w pierwszej rundzie PMEZ. W kolejnym etapie pokonali silną Duklę Praha, by w ćwierćfinale zmierzyć się z jugosłowiańską Crveną Zvezdą Belgrad.
W meczu otwarcia na Old Trafford, United zmienili wynik z 0:1 w połowie meczu na 2:1 i polecieli do Belgradu, aby bronić swojego zwycięstwa. Dzięki świetnej pierwszej połowie prowadzili 3:0 - Bobby Charlton strzelił dwa gole, a Dennis Viollet jednego. Dzięki bramkom swoich dwóch największych gwiazd, Busby Babes cieszyły się już z awansu do półfinału.
Chociaż Crvena Zvezda zdołała wyrównać na 3:3 w drugiej połowie, United byli zachwyceni swoimi postępami, a ze średnią wieku wynoszącą 22 lata mówiono o nich jako o drużynie, która zdominuje europejski futbol w nadchodzących latach. Ale podróż powrotna z Jugosławii zamieniła się w tragedię...
Katastrofa w Monachium
Dzień po meczu w Belgradzie, w czwartek 6 lutego 1958 roku, samolot British European Airways z piłkarzami, zarządem Manchesteru City, kilkoma dziennikarzami i kibicami na pokładzie musiał wylądować w Monachium, by uzupełnić paliwo. Podróż do domu z miejsca meczu była zbyt długa dla maszyny i zaplanowano międzylądowanie.
Jednak lutowa pogoda przyniosła na lotnisko w Monachium dużo śniegu. Zamienił się on w błoto pośniegowe, co utrudniło manewrowanie samolotem po pasie startowym. Lądowanie zakończyło się sukcesem, ale kiedy piloci próbowali wystartować po zatankowaniu, nie było to możliwe. Pierwsza próba musiała zostać przerwana, a druga nie była lepsza. Będąc pod presją harmonogramu lotów i nie chcąc pozostać w tyle, częściowo z powodu słynnych piłkarzy, postanowili dołożyć wszelkich starań po raz trzeci.
Oblodzone błoto pośniegowe na pasie startowym nie pozwoliło im jednak nabrać prędkości niezbędnej do startu. Maszyna uderzyła w barierę śnieżną, a gdy przebiła się przez ogrodzenie lotniska, jej lewe skrzydło oderwało się. Kadłub zatrzymał się po uderzeniu w pobliski dom.
Obawiając się, że samolot może eksplodować, pilot James Thain, który wyszedł z katastrofy bez poważnych obrażeń, zaczął pomagać pasażerom. Bramkarz Harry Gregg również natychmiast zaczął ewakuować innych, choć na chwilę stracił przytomność. Zszokowany bramkarz, z krwawiącą głową i unieruchomioną ręką, uratował wielu pasażerów, w tym kolegów z drużyny Bobby'ego Charltona (wówczas 20-letniego) i Violleta.
Po chwili samolot rzeczywiście stanął w płomieniach, podobnie jak dom, w który się uderzył. Na szczęście nikt z sześcioosobowej rodziny, do której należał dom, nie znajdował się wówczas w środku. We wraku maszyny, wręcz przeciwnie, było wiele ofiar. W sumie 20 pasażerów zginęło na miejscu, a trzech innych zmarło później z powodu odniesionych obrażeń. Wśród 23 tragicznie zmarłych było ośmiu zawodników i trzech członków zarządu United.
Dwudziestu jeden pasażerów przeżyło wypadek, ale wielu z nich do końca życia odczuwało skutki odniesionych obrażeń. Johnny Berry i Jackie Blanchflower nigdy nie wrócili do futbolu. Na szczęście siedmiu innych graczy, w tym bramkarz Gregg - bohater, który uratował życie wielu osobom - było w stanie kontynuować karierę.

Sam Busby również dochodził do siebie po poważnych urazach. Podczas gdy pozbierał się fizycznie, zmagał się ze swoją psychiką. Obwiniał siebie. Chciał powiedzieć pilotom, by nie latali i poczekali na lepsze warunki, ale ostatecznie milczał i nie odważył się ingerować w ich działania.
Zdrowie rannych, którzy przeżyli, również ciążyło mu na sercu. Odwiedzał ich w szpitalu i czasami musiał ich okłamywać i mówić im, że ich koledzy z drużyny mają się dobrze, mimo że nie żyją. Dlatego też Busby rozważał odejście z klubu, ale ostatecznie został przekonany do pozostania przez żonę, która powiedziała mu, że musi kontynuować, aby uczcić pamięć zawodników i kolegów, którzy stracili życie w Monachium.
Dokładnie 10 lat po katastrofie, wciąż pod wodzą Busby'ego, Manchester wygrał najbardziej prestiżowe wówczas rozgrywki klubowe - PMEZ. W finale pokonali Benficę Lizbona ze słynnym Eusébio w składzie 2:1 po dogrywce. Oba gole strzelił Bobby Charlton... To był bardzo emocjonalny mecz dla niego i Busby'ego. Triumf dał im obu i społeczności United ogromną satysfakcję.