Chelsea przed czwartkowymi derbami Londynu utrzymywała realne szanse na ligowe podium, ale zespół Enzo Mareski nie przekonywał, wygrawszy tylko dwa z ostatnich pięciu meczów ligowych. Obowiązkiem było więc wykorzystanie na swoim boisku jeszcze niższych lotów Tottenhamu.
Sprawdź szczegóły meczu Chelsea – Tottenham

Vicario zatrzymał Chelsea do przerwy
Choć stawka w pierwszym kwietniowym meczu była wysoka dla obu zespołów, to początek nie zaoferował wielkich emocji. Bezsprzecznie szybsza była Chelsea, to jej zawodnicy dyktowali warunki i tylko z wykończeniem były problemy. Malo Gusto wykorzystał jedną z wielu dobrych wrzutek Cucurelli w 7. minucie, ale znalazł strzałem tylko boczną siatkę.
Z kolei po upływie kwadransa Palmer założył siatkę Romero, śląc piłkę do Enzo Fernandeza ustawionego przed samą bramką, ale Argentyńczyk nie zdołał pchnąć futbolówki do siatki. Gdy mijało pół godziny Nicolas Jackson próbował uderzyć pod poprzeczkę, a wyszło jednak nad nią. Zawodnicy The Blues wyraźnie byli sfrustrowani, że nic nie chciało wejść.
Tym większy niedosyt odczuwali piłkarze i kibice w 45. minucie, bo dopiero wtedy okazja była przednia: niekryty Jadon Sancho na lewej stronie dostał piłkę, z której wycisnął bardzo dobre uderzenie. Sęk w tym, że Guglielmo Vicario zanotował jeszcze lepszą interwencję i to on był bohaterem pierwszych 45 minut, zwieńczonych żółtymi kartkami dla Chalobaha i Romero.
VAR zabrał jednym, VAR zabrał drugim
Po zmianie stron heroiczne parady Vicario okazały się niewystarczające dla Tottenhamu. Najpierw uderzył Cole Palmer z ostrego kąta – jego jeszcze golkiper świetnie zatrzymał – a następnie ten sam Palmer wrzucił piłkę wprost na głowę Enzo Fernandeza, który nie dał bramkarzowi Kogutów szans. Wyglądało na to, że Chelsea pójdzie za ciosem, bowiem Moises Caicedo w 56. minucie jako drugi pokonał Vicario, gdy obrońcy nie zdołali skutecznie oddalić piłki i Ekwadorczyk wstrzelił się zza szesnastki. Gol nie został jednak uznany, ponieważ we wcześniejszej fazie doszło do spalonego.
Żmudna weryfikacja VAR przydarzyła się nie raz, ale dwukrotnie w tym meczu. Z tej drugiej cieszyło się jednak gromko Stamford Bridge, ponieważ fantastyczne uderzenie Pepe Matara Sarra przywróciło nadzieje Tottenhamu na remis… gdyby tylko Senegalczyk nie faulował przed strzałem. Przewagę Chelsea na poziomie tylko jednej bramki utrzymywał niezmiennie Vicario, choćby zatrzymując fantastyczną próbę loba Palmera z 83. minuty. Robert Sanchez nie miał równie dużo pracy, ale w 89. minucie to on uratował Chelsea przed wyrównaniem Sona tuż przed końcem regulaminowego czasu.
Aż 12 doliczonych minut okazało się katorgą dla The Blues, którzy z ogromnym trudem bronili się przed kolejnymi próbami wyrównania Tottenhamu. Gra na czas, dalekie wykopy na połowę Spurs, a to tylko niektóre z najprostszych narzędzi, by wybić Koguty z uderzenia. Udało się, wygrana pozwoliła wyprzedzić Manchester City po 30 meczach. Sytuacja Tottenhamu pozostaje nie do pozazdroszczenia – tylko punkt z czterech ostatnich kolejek może przyspieszyć koniec ery Postecoglou.
