Gęsta mgła mogła zniweczyć plany wieczornego pojedynku zamykającego niezbyt okazałe rozgrywki Boxing Day w Premier League. Ostatecznie mecz na Anfield udało się rozegrać, a starcie lidera z beniaminkiem było tym ciekawsze dla nas, że między słupkami Leicester City zadebiutował w Premier League Jakub Stolarczyk.
Sprawdź szczegóły meczu Liverpool – Leicester

Nieoczekiwane prowadzenie, którego nie udało się dowieźć
Zapowiadało się najcięższe możliwe przetarcie w lidze dla polskiego golkipera, bo lepszej ofensywy w sezonie 24/25 nie ma. Faktycznie, już w 4. minucie Stolarczyk udanie – choć nerwowo – zamknął bliższy słupek przy uderzeniu Salaha, a chwilę później testowany był już Alisson. I stała się niespodzianka, ponieważ po wrzutce z lewego skrzydła Jordan Ayew obrócił się i wcisnął piłkę przy słupku, korzystając z rykoszetu od nogi Van Dijka.
Nerwy natychmiast uwidoczniły się po stronie gospodarzy i mogły przynieść bardzo szkodliwe żniwo. Choćby w 20. minucie defensywa zostawiła ogrom miejsca i tylko minimalnemu brakowi zgrania między Mavididim i Daką zawdzięczają brak drugiego straconego gola. W ataku zapędy niweczyły do spółki pośpiech The Reds i determinacja Lisów. Gakpo i Salah uderzali nad bramką w 23-25. minucie, a moment później przy strzale Robertsona polskiego bramkarza ratował już słupek.
Kompletnie nic nie chciało wejść Liverpoolowi przy 35 wybiciach broniących się konsekwentnie i nisko gości. W 45. minucie wydawało się, że musi już dojść do przełamania: Salah przymierzył i bezradny Stolarczyk patrzył, jak piłka tylko obija poprzeczkę. W doliczonym czasie już nie patrzył, lecz starał się rzucić możliwie dobrze, ale Cody Gakpo uderzył nie do obrony z krawędzi pola karnego i wkręcił piłkę po bocznej siatce do bramki. Gospodarze domagali się jeszcze karnego po kontakcie piłki z ręką obrońcy, ale do szatni schodzili tylko i aż z wyrównaniem.
Po wyrównaniu poszło już z górki
O ile odrobienie pierwszego gola było jak wspinaczka na wymagający szczyt, o tyle uzyskanie prowadzenia przyszło Liverpoolowi stosunkowo gładko. Od powrotu z szatni zawodnicy Slota dominowali i jeden z pierwszych ataków dał bramkę, gdy spod prawej linii końcowej Mac Allister między dwoma obrońcami wypatrzył Curtisa Jonesa, który tylko dostawił nogę przed odsłoniętym światłem bramki. Sytuację analizowano długo, a brak spalonego ponownie rozpalił widownię.
Teraz nie było już mowy o choćby pojedynczych atakach, przez kwadrans utrzymanie się przy piłce czy wyjście ze swojej połowy było dla Lisów ponad możliwości. Dopiero w 60. minucie Mavididi zdołał ruszyć lewą stroną, ale jego dogranie przed bramkę skończyło się kiksem Daki. Pod bramką Stolarczyka było znacznie goręcej, ale zatrzymywał kolejno Nuneza i Gakpo, a gdy ten drugi huknął do siatki na 22 minuty przed końcem, gola nie uznano mu z racji spalonego.
Jednobramkowa przewaga utrzymała się do finałowej fazy meczu, ale wreszcie drogę do siatki znalazł Mo Salah. W 82. minucie Egipcjanina wypuścił prawą stroną Gakpo, ten zszedł do środka i szukał kolegów, ale zdecydował się na kąśliwe uderzenie idealnie zmieszczone między obrońcami i wpadające pod dalszy słupek. Teraz przewaga LFC była zupełnie bezpieczna, a genialna seria Salaha urosła do 10 meczów z dorobkiem co najmniej gola lub asysty.
