Liverpool początek meczu z Ipswich rozpoczął tak jak na faworytów przystało - od intensywnych ataków na połowie rywala. Już w 2. minucie spotkania pierwsze uderzenie na bramkę przeciwników oddał Cody Gakpo, jednak jego próba minęła światło bramki. Co się odwlecze, to nie uciecze. Podopiecznym Arne Slota długo nie zajęło zdominowanie spotkania i już w 11. minucie meczu Dominik Szoboszlai wyprowadził The Reds na prowadzenie po asyście Ibrahima Konate. W kolejnych minutach Liverpool nadal dłużej utrzymywał się przy piłce, a szczególnie dobre wrażenie pozostawiał po sobie wracający do gry po kontuzji Andy Robertson.
W 25. minucie w starciu z Gakpo poważnie ucierpiał Wes Burns, który został zabrany ze stadionu karetką po starciu z rywalem. Było to jednak przypadkowe starcie, więc o żadnej celowości nie mogło być w tej sytuacji mowy. Po krótkiej przerwie piłkarze obu drużyn wrócili do gry. Ponownie inicjatywa była po stronie Liverpoolu, który w 35. minucie spotkania podwyższył prowadzenie za sprawę trafienia Mohameda Salaha z ostrego kąta. Tym samym dla Egipcjanina jest to ósmy kolejny sezon, w którym ma na koncie ponad 20 goli. Prawdziwy kosmita.
Liverpoolowi było jednak mało i przed przerwą zawodnicy Slota zdobyli jeszcze trzecie trafienie. Tym razem do protokołu arbitra zapisał się Cody Gakpo, który dobił uderzenie Szoboszlaia po dośrodkowaniu Gravenbercha. Obie ekipy zeszły więc na przerwę z wynikiem 0:3, który nie zwiastował nic dobrego dla Ipswich przed drugą odsłoną tej rywalizacji.
Druga odsłona zaczęła się nieco spokojniej w wykonaniu The Reds, z racji wysokiego prowadzenia. Ipswich starało się okazyjnie stwarzać zagrożenie pod bramką zespołu Arne Slota, ale w większości przypadków brakowało jakości, by bardziej zagrozić przeciwnikom. Co ciekawe, mimo niekorzystnego wyniku kibice gości obecni na Anfield byli w dobrych nastrojach na trybunach. Gra ich ulubieńców nie dała im wielu powodów do radości, jednak sam fakt obecności na tak dużym obiekcie sprawiał, że cieszyli się każdą minutą na tym stadionie.

W 67. minucie Liverpool zdobył czwarte trafienie. Po raz drugi piłkę do siatki skierował Cody Gakpo, który wykorzystał świetne dośrodkowanie Trenta Alexandra-Arnolda. W 78. minucie mogło być już 5:0, jednak Alexander-Arnold trafił w słupek po potężnym strzale z dystansu. Trzy minuty później z boiska powinien wylecieć debiutant Julio Enciso, który uderzył Wataru Endo w klatkę piersiową. Finalnie skończyło się na żółtej kartce, jednak zachowanie nowego gracza Ipswich było naganne.
Ostatecznie w 90. minucie spotkania wynik na 4:1 ustalił Jacob Greaves, który zdobył honorowego gola po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Finalnie Liverpool dopisał więc do swojego konta kolejne ważne trzy punkty i The Reds pokazali, że na własnym boisku trudno ich będzie pokonać jakiemukolwiek rywalowi.