W środowy wieczór Aston Villa po raz pierwszy wybiegła na boisko z Marcusem Rashfordem i Marco Asensio w wyjściowym składzie. Trudniejszego rywala trudno sobie wyobrazić, skoro Liverpool pozostaje niepokonany w Premier League od połowy września.
Sprawdź szczegóły meczu Aston Villa – Liverpool
Powrót i prowadzenie do szatni
The Reds bardzo często w historii zdobywali Villa Park i wyraźnie mieli na to apetyt w meczu 29. kolejki. Sprzyjał im chaos w grze Villi w początkowych minutach, z którego gospodarze zdawali się wyjść w okolicach kwadransa. Wtedy Marcus Rashford pokonał Alissona po raz pierwszy, ale jego trafienie nie zostało uznane po sygnalizacji spalonego.
Liverpool dominował w ataku mimo mniejszego posiadania, jedynie z wykończeniem akcji był problem. Pomocną dłoń nieoczekiwanie wyciągnął Andres Garcia w 29. minucie, fatalnym dograniem wypuszczając Diogo Jotę na bramkę. Portugalczyk oddał do Salaha, a ten huknął pod poprzeczkę i otworzył wynik. To był, jak się później okazało, jedyny skuteczny atak The Reds do przerwy.
The Villans nie zamierzali spuszczać głów nawet świadomi pawidłowości, że Liverpool wygrywa mecze, w których pierwszy trafia. W niecałe 10 minut udało się wyrównać i teraz tłum na Villa Park mógł świętować bez obaw, spalonego być nie mogło. Po rozegraniu rzutu wolnego kotłowało się pod bramką, a wycofana futbolówka trafiła pod nogi Youriego Tielemansa, który władował ją silnym uderzeniem.
Podopieczni Slota powinni byli przywrócić prowadzenie zaledwie minutę później, ale wypuszczony świetnie Jota przed bramką źle trafił w piłkę. Trzeci kwadrans zakończył się bez goli i zostały tylko sekundy doliczonego czasu, gdy Aston Villa nieoczekiwanie objęła prowadzenie przy drugim celnym uderzeniu. Z lewej piłkę wrzucał Digne, a Ollie Watkins główką na dalszy słupek nie dał szans Alissonowi.
Zbyt wiele zmarnowanych okazji
Po przerwie gospodarze szukali trzeciego gola, by przybliżyć się do sensacyjnego zwycięstwa, ale klarownych okazji ponownie było niewiele. W 50. minucie Rashford próbował lobem skarcić Alissona za nieudane wyjście, ale piłkę udało się wybić obrońcy. 10 minut później ta niewykorzystana okazja musiała boleć podwójnie, ponieważ nieudana próba ataku pozwoliła na szybką kontrę Liverpoolu, której bohaterem był Trent Alexander-Arnold. Jego szarża i rozegranie z Salahem skończyły się strzałem, który po rękawicy Emiliano Martineza znalazł się w siatce.
Autor gola wkrótce zszedł, Jotę zastąpił z kolei Darwin Nunez, zaś po stronie Villi weszli Matty Cash, Donyell Malen i Jacob Ramsey. Przyjezdni wydawali się bardzo bliscy ponownego prowadzenia, zwłaszcza gdy w 68. minucie Szoboszlai położył Martineza i odegrał do Nuneza. Miał tylko strzelić na pustą bramkę, a ustrzelił jednego z kibiców! Urugwajczyk nie zdążył też w 74. minucie, gdy Martinez wybiegł poza pole karne i wygarnął mu piłkę spod nóg.
Po tej akcji na chwilę Villa przejęła inicjatywę i w ostatnie 10 minut Villa weszła z trafieniem Jacoba Ramseya, tyle że był na nieznacznym spalonym. Drugi nieuznany gol Villi. Remis oznaczał spore emocje do końca doliczonych pięciu minut. Tumult pchał naprzód gospodarzy i Morgan Rogers powinien był strzelić w 93. minucie, a posłał piłkę nad poprzeczką. Na osiem sekund przed końcem 95. minuty Malen o centymetry pomylił się przy strzale po ziemi. Przed meczem remis wzięliby pewnie w ciemno, ale po takiej walce będzie niedosyt.
