Pierwsza połowa wyglądała jak klasyczny mecz Liverpoolu na Anfield z zespołem z dolnej części tabeli. Podopieczni Arne Slota nie musieli się zbytnio wykazywać, ale dzięki błędom defensywy rywali i jakości własnych piłkarzy spokojnie objęli prowadzenie i zmierzali po trzy punkty.
Strzelanie w 15. minucie zaczął Luis Diaz, który odebrał i rozpakował prezent od Jose Sa i Totiego Gomesa. Obrońca Wolves źle wybijał piłkę we własnym polu karnym, a portugalski bramkarz ruszył przed siebie i dał się uprzedzić Kolumbijczykowi, od którego piłka tylko się odbiła i wpadła do bramki.
W 35. minucie znów to Diaz był głównym bohaterem gospodarzy, a antybohaterami gości byli bramkarz i obrońca, ale tym razem Sa i Emmanuel Agbadou. Skrzydłowy Liverpoolu ruszył w pole karne, przedryblował defensora i dziubnął sobie piłkę tuż przed interweniującym bramkarzem, przez co został przez niego sfaulowany, a sędzia odgwizdał rzut karny. Do piłki podszedł Mohamed Salah i pewnie strzelił gola na 2:0.
Wydawało się, że gospodarze w pełni panują nad wydarzeniami na boisku i nie prezentują wyższego poziomu tylko dlatego, że po prostu nie są zmuszeni by to robić. Na drugą połowę ekipa Vitora Pereiry wyszła jednak z zupełnie innym nastawieniem, a lider Premier League był w niemałych opałach.

Już w 50. minucie wyśmienitą okazję na gola miał Marshall Munetsi, który w swoich pierwszych minutach w Premier League dostał kapitalne podanie na wolne pole od Jean-Ricknera Bellegarde'a i miał spotkanie w cztery oczy z Alissonem. Brazylijski bramkarz zachował jednak spokój i w hokejowym stylu obronił uderzenie, które powinno wylądować w siatce.
Kolejne minuty były udane dla Liverpoolu, ale jednak nie przyniosły gospodarzom żadnej korzyści. Najpierw Salah urwał się obrońcom i strzelił gola w swoim stylu uderzając po dalszym słupku, ale momentalnie zobaczył sędziego z podniesioną chorągiewką, co oznaczało spalonego Egipcjanina.
Chwilę później w pole karne Wilków wpadł Diogo Jota, który wydawałoby został wycięty równo z trawą przez Agbadou. Sędzia momentalnie wskazał na jedenasty metr, a koncert błędów w obronie Wolves wydawał się nie mieć końca. Powtórki pokazały jednak, że obrońca nie trafił swoim wślizgiem w napastnika, a Portugalczyk ewidentnie szukał faulu i sędzia po obejrzeniu powtórek na ekranie cofnął swoją decyzję o rzucie karnym.
Żeby tego było mało, w 67. minucie Matheus Cunha w swoim stylu oddał strzał lewą nogą zza pola karnego i nie dał szans Alissonowi, a Wilki zmniejszyły stratę na 1:2.
W kolejnych minutach gracze Pereiry potrafili konstruować swoje akcje na terenie lidera i atakowali bezzębny po przerwie Liverpool, ale ostatecznie zabrakło umiejętności i jakości, by mogli dzisiaj zagrozić liderowi tabeli. The Reds wykonują więc swoje zadanie i uciekają w tabeli Arsenalowi na siedem punktów przewagi.
