Wynik może świadczyć o sporej kontroli Liverpoolu nad spotkaniem i pewnym zwycięstwie, a wcale tak nie było. Gospodarze mieli dzisiaj sporo szans na bramki, Alisson miał pełne ręce roboty, a goście naprawdę musieli mocno zapracować na wygraną.
Pierwszą większą szansę na gola miały właśnie Wisienki. Odpowiedzialny za nią był Antoine Semenyo, który się dzisiaj dwoił i troił, był zdecydowanym liderem ofensywy swojego zespołu. W 21. minucie zakręcił w polu karnym Ibrahimą Konate i z całej siły huknął z kilku metrów w bliższy słupek. Dosłownie piłka z pełną mocną odbiła się od słupka i wyszła w boisko. Alisson mógł odetchnąć, bo nie miał w tej sytuacji ani sekundy na sytuacyjną reakcję.
Niecałe dziesięć minut później liderzy Premier League dopięli swego i zapracowali na swojego gola. Do piłki za linię obrony wybiegł Cody Gakpo, a wbiegając w pole karne został lekko trącony przez Lewisa Cooka. To trącenie wybiło go jednak z rytmu, runął jak długi na murawę, a sędzia wskazał na jedenasty metr od bramki Kepy Arrizabalgi. Bramkarz Bournemouth czekał do końca na środku swojej bramki, ale Mohamed Salah uderzył z karnego mocno tuż przy słupku i wyprowadził gości na prowadzenie.
Gospodarze mogli wyrównać jeszcze przed przerwą, bo Milos Kerkez dograł z lewej strony pola karnego do Davida Brooksa, a ten bardzo ładnym uderzeniem pokonał Alissona, ale sędzia boczny podniósł chorągiewkę sygnalizując spalonego węgierskiego obrońcy, a analiza VAR potwierdziła prawidłowość tej decyzji.

Na fajerwerki w drugiej połowie musieliśmy czekać aż do 70. minuty, bo wcześniej gra była mocno szarpana, oglądaliśmy sporo fauli, żółtych kartek, a mało sytuacji bramkowym. Wówczas jednak na strzał lewą nogą zza pola karnego zdecydował się Marc Tavernier. Piłka odbiła się od słupka i wróciła w pole, ale wciąż była bardzo blisko bramki The Reds. Do futbolówki pierwszy dobiegł Justin Kluivert i w niezrozumiałych okolicznościach okropnie skiksował i posłał piłkę w trybuny.
Po raz kolejny potwierdzenie znalazło powiedzenie, że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. Kilka minut później na skraju pola karnego Wisienek z piłką znalazł się Salah. Egipcjanin uderzył jakby od niechcenia po dalszym słupku i trafił przepięknie w samo okienko bramki, poza zasięgiem Kepy. Sam zapisał na swoim koncie dublet, a Liverpoolowi dał dużo większe szanse na wygraną.
W końcówce Bournemouth próbowało jeszcze strzelić choćby bramkę kontaktową, ale Alisson był dzisiaj zbyt dobrze dysponowany na linii bramkowej. Tym samym Liverpool dopisał w tabeli kolejne trzy punkty, odskakując całej grupie pościgowej w tabeli Premier League, a Bournemouth zatrzymało się na siódmym miejscu.
