Zamiast skupić się na świętowaniu przedłużenia umowy przez Pepa Guardiolę, piłkarze i kibice Obywateli w sobotę mieli przed oczami tylko jeden cel: przerwanie serii czterech porażek z rzędu. Tak złej passy pod wodzą Katalończyka City nie miało, a Tottenham nie zamierzał ułatwiać podnoszenia się z kolan.
Sprawdź szczegóły meczu Manchester City - Tottenham

Dwa ciosy Spurs do przerwy...
Początek sobotniego hitu Premier League należał zdecydowanie do gospodarzy, którzy dłużej utrzymywali się przy piłce i szukali szybkich przejść do ataku, a czasami wręcz oblegali tercję defensywną Kogutów. I tylko efektów nie było. Za to Tottenham przy jednej z pierwszych okazji wyszedł na prowadzenie, gdy w 13. minucie Maddison wszedł wspaniale na piłkę wrzuconą spod prawej linii przez Kulusevskiego.
Prowadzenie 1:0 z City nie oznacza wcale sukcesu, dlatego podopieczni Postecoglou szukali drugiego gola. W 18. minucie piękny strzał Sona z dystansu w okienko doczekał się równie pięknej parady Edersona, ale golkiper wkrótce musiał ponownie wyjmować piłkę z siatki. W 20. minucie Son w polu karnym wziął na siebie uwagę obrony, a odegrał do Maddisona, dopuszczając go do strzału na wagę dubletu.
Mogło być 3:0 nim Obywatele na dobre się pozbierali, ponieważ w 28. minucie ponownie Son szukał egzekutora. Wybrał Solanke, ale Ederson z wysiłkiem przeniósł piłkę nad poprzeczką. Defensywa City pod presją zdawała się bardziej przeszkadzać sobie niż współpracować, a w ataku brakowało pomysłu. Kolejne wrzutki kończyły się niczym, a gdy Savinho po półgodzinie oddał drugi celny strzał, dał się złapać na spalonym.
...i dwa po przerwie
Po stracie dwóch goli City w dobrej formie mogłoby pewnie wrócić, ale trzeba było wyjść z szatni z lepszą koncepcją i wykonaniem. Tymczasem to Koguty niezmiennie miały jakość i choć zdołały stworzyć tylko jedną okazję przez kwadrans, to wystarczyło im do podwyższenia prowadzenia. Po stracie piłki przez Fodena do długiej piłki od Kulusevskiego doszedł Solanke pod linią końcową, wycofał do wbiegającego w wolną przestrzeń Pedro Porro, a ten huknął nie do obrony.
Gospodarze próbowali zareagować, wciąż przed bramką tracą animusz. Zimną krew zdawał się zachować Erling Haaland w 60. minucie, ale z ostrego kąta ustrzelił tylko poprzeczkę. Chwilę później kolejna piłka odebrana przed polem karnym Tottenhamu zaowocowała jeszcze jedną kontrą, po której Kulusevski był o włos od podwyższenia wyniku.
Nawet wprowadzenie Grealisha i De Bruyne nie podniosło wyraźnie jakości gospodarzy, choć ci w ostatnim kwadransie niezmiennie szukali gola. Vicario w bramce był jednak czujny i zatrzymywał kolejno próby Gundogana i Haalanda. Nie tylko nie udało się zdobyć bramki honorowej, ale w końcówce City straciło jeszcze jedną bramkę, gdy "kropkę nad i" w doliczonym czasie postawił Brennan Johnson.
