Bohaterem pierwszej połowy był Alejandro Garnacho, mimo że Argentyńczyk w całym meczu nie trafił do siatki. Był jednak niezwykle aktywny i brał udział w wielu akcjach, a gdyby nie on, podopieczni Rubena Amorima do przerwy nie stanowiliby żadnego zagrożenia. On za to próbował i regularnie oddawał mniej lub bardziej udane próby na bramkę Kepy Arrizabalagi.
Był on też zaangażowany w kontrowersyjną sytuację, w której starł się z Tylerem Adamsem. W zasadzie to Amerykanin wpakował się w jego nogi, choć wcześniej dotknął piłkę, co stanowiło okoliczność łagodzącą. Ostatecznie VAR analizował sytuację pod kątem czerwonej kartki, ale piłkarz Bournemouth uniknął takiej kary.
Bohaterem sensu stricte w pierwszej połowie był jednak kto inny - strzelec jedynej bramki, czyli Antoine Semenyo, który wyprowadził Wisienki na prowadzenie. Piłkę po lewej stronie boiska stracił Patrick Dorgu, a Semenyo dostał podanie w polu karnym i wykonał wyrok precyzyjnym strzałem.

Drugą część gry lepiej zaczęli gospodarze, ponieważ kolejną próbą popisał się Semenyo, a z rzutu wolnego w słupek wycelował Dango Outtara. Punkt kulminacyjny, który miał miejsce w 68. minucie był jednak na niekorzyść Bournemouth. Evanilson wyciął bowiem równo z trawą Noussaira Mazraouiego, a arbiter mimo że znów nie odważył się pokazać bezpośredniej czerwonej kartki, to po analizie VAR zmienił zdanie i wysłał Brazylijczyka do szatni.
Od tego momentu to goście przejęli inicjatywę w spotkaniu i szukali swoich szans na wyrównanie. Groźne strzały oddawał Bruno Fernandes, który dwukrotnie był bardzo blisko celu, a blisko szesnastki gospodarzy robili co mogli także Rasmus Hojlund czy Christian Eriksen.
Ich wysiłek opłacił się dopiero w doliczonym czasie gry. Po akcji lewą stroną Luke'a Shawa piłkę w polu karnym zgrał Manuel Ugarte, a wreszcie instynktem napastnika w polu karnym popisał się Hojlund, który wyrównał wynik meczu i tym samym uchronił swój zespół od porażki, a także popsuł plany Bournemouth, które wciąż liczy by zagrać w przyszłym sezonie w europejskich pucharch.