Pierwsza połowa spotkania zdecydowanie nie wskazywała na aż tak wysoki poziom emocji i tyle bramek dzisiejszego popołudnia na Anfield. Wystarczy tylko napisać, że do przerwy mieliśmy bezbramkowy remis i okazji z obu stron jak na lekarstwo.
Co prawda Alexis Mac Allister miał sytuację, którą spokojnie możemy określić "setką" - dostał podanie w polu karnym od Mohameda Salaha i uderzył mocno po krótkim słupku, ale piłka spotkała się z nogą Andre Onany i to Kameruńczyk został bohaterem tej akcji. Pod sam koniec pierwszej części gry podobnie można określić defensywę Liverpoolu, która zablokowała uderzenia Rasmusa Hojlunda i Bruno Fernandesa. Temperatura meczu nie była zbyt wysoka.
Wszystko zmieniło się jednak całkowicie, gdy oba zespoły wróciły po wysłuchaniu porad i wskazówek od Arne Slota i Rubena Amorima.
W 52. minucie pięknym podaniem w tłoku na wolne pole popisał się Fernandes, z tym że na wolną pozycję wypuścił Lisandro Martineza, co znacznie obniżało szansę Manchesteru United na zdobycie gola. Nominalny środkowy obrońca miał jednak piłkę na swojej lepszej nodze, huknął z całej siły w światło bramki, a piłka przeleciała nad głową Alissona, odbiła się od poprzeczki i wpadła do bramki. Hojlund czy Fernades mogli tylko z zazdrością patrzeć na taki strzał Argentyńczyka.
Lider Premier League nie zamierzał jednak tak zostawiać tej sytuacji, zwłaszcza w tak prestiżowych derbach z największym rywalem w kraju. Już siedem minut później Mac Allister wypatrzył z lewej strony pola karnego Cody'ego Gakpo i dograł mu piłkę, Holedner wziął na zamach obrońcę Czerwonych Diabłów i strzelił niewiele gorzej, o ile w ogóle gorzej od Martineza. Onana mógł poczuć się jak jego brazylijski vis-a-vis kilka minut wcześniej. Mieliśmy remis.

Po kolejnych dziesięciu minutach znowu zawrzało w szesnastce Kameruńczyka. Dośrodkowywał Trent Alexander-Arnold, a piłkę głową uderzał Mac Allister. Futbolówka jednak chwilę po kontakcie z jego głową zatrzymała się na ręce Matthijsa de Ligta. Sędzia początkowo nie odgwizdał przewinienia, choć zachęcało go do tego całe Anfield, ale po chwili dostał sygnał, by przyjrzeć się tej sytuacji. Ku uciesze miejscowej publiczności wskazał na wapno, a kilka minut później Premier League w oficjalnym komunikacie poinformowała, że przyczyną przewinienia była nienaturalnie ułożona ręka Holendra.
Do piłki podszedł kat Manchesteru United z ostatnich lat - Salah przed swoim strzałem z jedenastu metrów miał już 12 goli w Premier League strzelonych z tym rywalem, a po pokonaniu Onany podkręcił ten wynik do 13 trafień.
Gdy wydawało się, że najlepszy od początku sezonu w całej lidze Liverpool ma już kontrolę nad spotkaniem przed własną publicznością, a Czerwone Diabły przyjmą kolejną porażkę w ostatnich tygodniach, to z akcją lewą stroną ruszył Alejandro Garnacho, dograł do środka, a tam futbolówka jakimś cudem ominęła defensywę gospodarzy i trafiła pod nogi Amada Diallo, który oddał strzał z pierwszej piłki i przechytrzył tym Alissona doprowadzając do remisu.
Żadna ze stron nie chciała przyjąć takiego wyniku, zwłaszcza Liverpool atakował w końcówce, ale wszystkie próby The Reds spełzły już na niczym, a najlepszą z nich miał... Virgil Van Dijk. Strzał Holendra po rzucie rożnym pewnie wyłapał jednak Onana. W ostatnich sekundach bohaterem mógł zostać Harry Maguire. Anglik niespodziewanie stanął niemal sam na sam z Alissonem, uderzył nad poprzeczką, ale ewentualna bramka i tak byłaby anulowana ze względu na spalonego.