Mało kto przed sezonem spodziewał się, że pożegnanie City ze swoimi kibicami będzie walką o – w najlepszym razie – trzeci stopień podium. Tym była 37. kolejka dla Obywateli, za to goście z południa mieli ostatnią szansę podłączyć się do walki o ósmą pozycję, która może – pod pewnymi warunkami – zapewnić grę w Europie.
Sprawdź szczegóły meczu Manchester City – Bournemouth

Marmoush skradł święto De Bruyne
Bournemouth zaczęło całkiem okazale, gdy Justin Kluivert oddał pierwszy celny strzał meczu, z ostrego kąta próbując zaskoczyć Edersona. Wkrótce ta okazja okazała się odosobnionym wybrykiem po stronie przyjezdnych, a żegnający się z City Kevin De Bruyne brylował w grze jeden na jeden i tylko koledzy rozprowadzanych przez niego piłek nie wykorzystywali.
Wyniku nie udało się otworzyć Belgowi, za to Mateo Kovacić tuż przed upływem kwadransa oddał piłkę Omarowi Marmoushowi, który z ponad 20 metrów posłał wyjątkowej urody strzał – piłka zaczęła opadać późno i wkręciła się w okienko po słupku. Tłum nie mógł wyjść z podziwu i przy każdym kolejnym kontakcie Egipcjanina z piłką padało gromkie "shoot!".
Widowisko stało się kompletnie jednostronne na dłuższy czas i Etihad Stadium tylko czekało na drugiego gola. Erling Haaland po ekwilibrystycznym wyskoku był bliski, lecz rywalom udało się piłkę zatrzymać przed linią. Z kolei w 25. minucie Marmoush doskonale dograł do środka, gdzie Kevin De Bruyne z trzech metrów, mając pustą bramkę, tylko obił poprzeczkę. To miał być jego moment i chyba sam długo nie mógł uwierzyć, że szansy nie wykorzystał.
Bournemouth spróbowało zrewanżować się gospodarzom i było o kilka centymetrów od powodzenia w 33. minucie. Tavernier z lewej flanki doskonale zgrał się rytmem z szarżującym środkiem Evanilsonem, który wślizgiem wpakował piłkę w słupek. Nic groźniejszego Wisienki do przerwy zrobić nie zdołały, zdążyły za to ofiarować drugiego gola miejscowym. Nie ujmując niczego Ilkayowi Gundoganowi czy autorowi gola Bernardo Silvie, defensywa Bournemouth mogła przeciąć atak dwukrotnie, tymczasem Portugalczyk doszedł do strzału z bliskiej odległości i słusznie wybrał bliższy słupek.
De Bruyne zszedł bez gola, Rodri wrócił na ostatnie minuty
Choć po przerwie Obywatele utrzymywali się przy piłce, to nie dali kibicom wielu emocji. Ci ożywili się dopiero po godzinie, gdy do rozgrzewki ruszył Rodri, wracający do gry po 48 meczach przestoju spowodowanego zerwaniem więzadeł krzyżowych. Zanim zdążył wejść, czerwoną kartkę złapał Mateo Kovacić przy wyjściu sam na sam i plany Guardioli wymagały korekty. Zszedł De Bruyne, zastąpił go Nico Gonzalez. Ten wkrótce został brutalnie sfaulowany przez Lewisa Cooka, którego wyrzucenie z boiska błyskawicznie wyrównało liczebność drużyn.
W ostatnich minutach kibice City doczekali się wejścia Rodriego na boisko za Erlinga Haalanda. O forsowaniu tempa mowy nie było, ale nawet niespieszna gra gospodarzy przyniosła efekty na niewiele ponad minutę przed końcem. Spokojny atak prawą stroną skończył się na Nico Gonzalezie, który mógł dogrywać do Gundogana, a wybrał samodzielne wykończenie i po przejściu linii pola karnego huknął poza zasięgiem Kepy Arrizabalagi.
Wydawało się, że Obywatele dojadą do końca nietknięci, gdy nieodpowiedzialność w defensywie pozwoliła ostatniemu zmiennikowi Bournemouth, Danielowi Jebbisonowi, zdobyć w ostatnich sekundach bramkę honorową. Bez czystego konta, za to ze zrealizowanym celem - Manchester City skończył 37. kolejkę sezonu na podium.
