Liverpool przyjeżdżał na stadion Crystal Palace jako jedyna drużyna w Premier League, która po pięciu kolejkach miała komplet zwycięstw. Orły były z kolei jedyną obok The Reds drużyną, która w tym sezonie jeszcze nie przegrała. I statystyka ta wciąż jest prawdziwa w kontekście Crystal Palace, natomiast jest już nieaktualna dla ekipy Arne Slota, która przegrała dziś na Selhurst Park 1:2.
Orły nacierały na mistrzów Anglii od samego początku i już w dziewiątej minucie po rzucie rożnym i niefrasobliwym wybiciu przez Ryana Gravenbercha wynik otworzył Ismaila Sarr, który wrócił do składu zespołu Oliviera Glasnera po kontuzji. Alisson nie miał szans przy jego strzale z bliska, ale za to Brazylijczyk był bardzo zapracowany w kolejnych minutach.
Gospodarze nie przestawali bowiem atakować. Najpierw świetną sytuację miał Yeremy Pino, później z kilku metrów strzelał Daniel Munoz, aż wreszcie sam na sam wyszedł Jean-Philippe Mateta. Wszystkie te sytuacje miały miejsce w ciągu kilkunastu minut i ze wszystkich górą wychodził Alisson, który bronił wszystkie te próby.
Franucski napastnik nie powiedział jednak na tym ostatniego słowa, ponieważ jeszcze przed przerwą pocelował zza pola karnego i był bardzo bliski trafienia w samo okienko, ale wtedy bramkarza Liverpoolu uratował słupek. Chwilę później Francuz huknął z całej siły z bliskiej odległości do bramki, ale piłka pofrunęła nad poprzeczką. Mimo to do przerwy Orły miały cenne prowadzenie.

W drugiej części gry przebudził się Liverpool - najpierw kapitalną okazję miał Florian Wirtz, który wciąż czeka na pierwsze trafienie w Premier League, ale przy jego strzale świetnie interweniował Dean Henderson. Kilka minut później Anglik tylko patrzył jak piłka mija go po strzale Alexandra Isaka, który wszedł w drybling w polu karnym, ale Szwed się pomylił i piłka minęła słupek od zewnętrznej strony.
Gdy było coraz bardziej pierwszej porażki mistrzów Anglii w tym sezonie, bohaterem stał się zawodnik regularnie pomijany przez Arne Slota, który miał już swój wielki moment w 1. kolejce tego sezonu - Federico Chiesa.
Włoch najpierw nie wykorzystał jednej dobrej okazji, ale już chwilę później skorzystał na błędzie Chrisa Richardsa i umieścił piłkę w siatce po strzale prawą nogą, doprowadzając do remisu.
Okazało się jednak, że finalanie nie został on żadnym bohaterem meczu, ponieważ Liverpool przegrał, a to miano zabrał mu ktoś inny.
W ostatniej doliczonej minucie czasu gry Marc Guehi przedlużył dośrodkowanie w polu karnym gości, a do piłki dopadł Eddie Nketiah, który mocnym strzałem pokonał świetnego dziś Alissona i odebrał mistrzom Anglii jeden punkt na samym finiszu spotkania, jednocześnie dając swojej ekipie awans na miejsce wicelidera Premier League.