Przed tygodniem Nottingham niespodziewanie przegrało z Bournemouth. Niespodzianką nie była sama porażka, bo Wisienki grają w tym sezonie bardzo dobrze, ale rozmiar tej porażki był już sensacją. Trzeci zespół Premier League przegrał bowiem aż 0:5. I wygląda na to, że dzisiaj chciał sobie odbić zeszłotygodniową kompromitację.
Strzelanie na City Ground zaczęło się w 12. minucie, gdy prawą stroną pomknął świetnie czujący się dziś na boisku Morgan Gibbs-White, zgrał piłkę wzdłuż bramki, a swoje siódme trafienie samobójcze zanotował Lewis Dunk. Siedem "swojaków" to drugi wynik w całej historii Premier League, choć Anglik raczej nie ma czym się chwalić.
Już w 25. minucie asystujący wcześniej Gibbs-White miał swojego gola. Rozgrywający Nottingham grał świetne zawody, był wszędzie i podejmował same dobre decyzje. Przy rzucie rożnym wykonywanym przez Anthony'ego Elangę zdecydował się wbiec w pole karne na bliższy słupek i z bardzo trudnej pozycji oddał strzał głową, z którym nie poradził sobie Bart Verbruggen i mieliśmy 2:0.
Siedem minut później na liście strzelców wreszcie zameldował się Chris Wood, czyli najlepszy strzelec swojego zespołu w tym sezonie, który dzisiaj jeszcze bardziej poprawił swój wynik strzelecki. Nowozelandczyk dostał idealne dośrodkowanie w tempo od Elangi, wzbił się w powietrze i poteżną główką wpakował piłkę do siatki. Wynik 3:0 do przerwy był jak wyrok dla przyjezdnych.
Po czasie okazało się, że jeżeli ktoś postawił kupon, że Nottingham strzeli więcej bramek do przerwy niż po przerwie, to taki kupon przegrał.
W 64. minucie Wood dostał piłkę na trzeci metr przed bramką od Elangi, który także grał dziś świetne zawody, wpadł w pole karne i dograł idealnie pomiędzy bramkarza i obrońców, a napastnikowi wystarczyło tylko dołożyć nogę.
Sześć minut później Tariq Lamptey objął Gibbsa-White'a przy rzucie rożnym, co sędzia potraktował jako faul i Wood ustrzelił hat-tricka po perfekcyjnie wykorzystam rzucie karnym.
Gdy wydawało się, że po zdjęciu swoich największych gwiazd przez Espirito Santo, gospodarze zwolnią nogę z gazu i poczekają do końca meczu, ci przeprowadzili jeszcze ostatni szturm. W 89. minucie na listę strzelców wpisał się po zamieszaniu w polu karnym Neco Williams, a chwilę po wznowieniu od środka boiska Verbruggen podał do Joty Silvy, który ustalił wynik na 7:0.

Absolutna kompromitacja Brighton, których fani opuszczali stadion już po godzinie gry. Z drugiej strony zobaczyliśmy potwierdzenie aspiracji Nottingham, które na pewno będzie chciało utrzymać się na pozycji dającej prawo gry w Lidze Mistrzów, o czym nikt w mieście przed sezonem pewnie nawet nie marzył.