Brighton po serii siedmiu meczów bez zwycięstwa musi zacząć punktować, by nie stracić szansy na europejskie rozgrywki przyszłego lata. Tyle że w sobotę nad kanał La Manche przyjechał Arsenal, który wciąż goni za jeszcze większym marzeniem: mistrzostwem Anglii. Zła wieść dla polskich kibiców: Jakubowie Moder i Kiwior zaczęli w roli widzów na ławkach rezerwowych.
Sprawdź szczegóły meczu Brighton – Arsenal

Nwaneri znów strzela
Od pierwszych minut obie drużyny zaoferowały bardzo żywe widowisko, pełne prób szybkiego przenoszenia gry do tercji rywala. Pierwszy konkret pokazał Gabriel Jesus, ale Bart Verbruggen tak łatwych strzałów nie wpuszcza. Za to kilka minut później życzyłby sobie równie czytelnej próby. Declan Rice wypuścił prawym skrzydłem Nwaneriego, a sensacyjny nastolatek zszedł z piłką przed bramkę i niskim strzałem otworzył wynik.
Kolejnych okazji 17-latka pozbawiali już czujniejsi gospodarze, których celem stało się odrobienie straty jeszcze przed przerwą. Ta sztuka się nie udała, choć Simon Adingra w 34. minucie nie mógł pogodzić się z nieprecyzyjnym wykończeniem. Celował w okienko, a ustrzelił kibica za bramką. Ostatnie 10 minut przed przerwą należało do Arsenalu, który nie znalazł już odpowiedniej luki w defensywie Mew. Udało się wywalczyć jedynie serię rzutów rożnych, ale bez szans na gola. Najbliżej był Merino, którego główka świsnęła nad poprzeczką.
Tylko remis czy aż remis?
Z szatni nie wrócił Nwaneri po stronie gości, zaś w barwach Mew wbiegli Rutter i Monteh. Deszcz nad Brighton nie ułatwiał precyzyjnej gry i przez kwadrans oglądaliśmy tylko jeden strzał miejscowych. Gdy swojego szukał Arsenal po rzucie wolnym Declana Rice’a, też nic z tego nie wyszło. Za to kolejna akcja Albionu zakończyła się rzutem karnym – Saliba faulował Joao Pedro, a ten sam wymierzył sprawiedliwość potężnym strzałem w górny róg.
Choć wynik powinien bardziej uwierać Arsenal niż gospodarzy, to jednak Brighton poczuło krew i szukało kompletu punktów z większym zapałem. Na kwadrans przed końcem Minteh i Mitoma nie zdołali skończyć akcji. Podobnie kończyły się kolejne ataki Mew, rozbijane coraz bardziej nerwowo przez Kanonierów. Ich najlepszą okazją po przerwie długo był stanowczo zbyt lekki strzał z dystansu Rice’a.
Dopiero w ostatnich minutach Arsenal przybliżył się do zadania decydującego ciosu i remis wydawał się całkiem niezłą zdobyczą Brighton. Sześć doliczonych minut nie wystarczyło żadnej ze stron na komplet punktów. Choć nikt nie będzie w pełni zadowolony, to Arsenalowi punkty uciekają bardziej niż Brighton, które zdołało tym wynikiem nawet przeskoczyć Brentford.
