Pierwsze pół godziny spotkania było bardzo senne, a oba zespoły grały trochę tak, jakby już myślami były przy świątecznym stole. Wtedy jednak w 29. minucie gospodarzy wybudził z letargu Dean Huijsen, który mimo swojego słusznego wzrostu miał zaskakująco dużo miejsca w polu karnym przy dośrodkowaniu z rzutu wolnego. Joshua Zirkzee go nie przypilnował i obrońca Bournemouth precyzyjnym uderzeniem głową nie dał szans Andre Onanie.
Jeszcze przed przerwą postarał się wykazywać Bruno Fernandes, który robił wszystko, by doprowadzić do remisu, ale żadna z jego trzech prób w krótkim okresie nie przyniosła bramki. Najgroźniejsze były strzały, które mijały słupek o około metr.
Przerwa nie przyniosła wielkiego przełomu w grze Czerwonych Diabłów, więc Ruben Amorim postanowił wpuścić na boisko Rasmusa Hojlunda i Alejandro Garnacho. Te roszady być może przyniosły więcej szumu w akcjach ofensywnych gospodarzy, ale nie sprawiły, by Manchester United uniknął kolejnych traconych bramek.

W 61. minucie piłkę na lewym skrzydle otrzymał Justin Kluivert, który dobrze zabrał się z futbolówką i wszedł w starcie jeden na jeden z Noussairem Mazraouim. Marokańczyk nie wymierzył jednak swojej interwencji i wyciął Holendra, nie zostawiając wyboru sędziemu, który wskazał na punkt karny. Do piłki podszedł sam poszkodowany i spokojnym uderzeniem w środek bramki podwyższył prowadzenie gości.
Nie minęły nawet dwie pełne minuty od jedenastki, a Wisienki miały już na koncie trzy bramki. Podopieczni Andoniego Iraoli popisali się piękną zespołową akcją, w której Evanilson zagrał między obrońców rywali, na wolne pole do Dango Outtary, a ten dobiegł do linii końcowej boiska, wycofał do Antoine'a Semenyo, który z pierwszej piłki uderzył na bramkę, a ta zatrzepotała w siatce. To wtedy w zasadzie wszyscy zdali sobie sprawę, że punktów Manchester United raczej dziś nie zdobędzie.
Co prawda gospodarze ruszali do nieskoordynowanych ataków, po których na bramkę Kepy Arrizabalagi strzelali Amad Diallo, Hojlund czy Mazraoui, ale wszystkie te próby były bardziej niebezpieczne dla kibiców za bramką Bournemouth niż dla samego bramkarza gości.
Z przybyciem Amorima na Old Trafford wiązano więc duże nadzieje, ale początki pracy Portugalczyka są bardzo trudne. Dla Manchesteru United to trzecia porażka w ostatnich czterech meczach Premier League. W dodatku Czerwone Diabły dały sobie w nich strzelić łącznie aż dziewięć bramek.