Spotkanie na Old Trafford zdecydowanie nie porwało publiczności, a oba zespoły nieco obudziły się do gry, gdy coraz bliżej było dogrywki. W tym wypadku motywacją dla nich była chęć uniknięcia serii rzutów karnych.
W regulaminowym czasie gry jakości po obu stronach oglądaliśmy bardzo mało. Fulham wyszło na prowadzenie w doliczonym czasie gry do pierwszej połowy po zgraniu piłki po rzucie rożnym przez Rodrigo Muniza do Calvina Basseya. Środkowy obrońca skutecznie uderzył głową, poza zasięgiem Andre Onany.
Czerwone Diabły wyrównały dopiero po 71 minutach gry, a bohaterem jak to często bywało w ekipie z czerownej części Manchesteru, okazał się Bruno Fernandes. Portugalczyk dostał podanie z lewej strony boiska od Diogo Dalota i bardzo precyzyjnie uderzył lewą nogą po dalszym słupku.
Zanim doszło do dogrywki, Onana musiał jeszcze popisać się przy kąśliwym uderzeniu Emile'a Smitha-Rowe'a, a Chidozie Eze zmarnował całkiem niezłą okazję dla gospodarzy. Nie uniknęliśmy jednak dodatkowych 30 minut gry.
W nich oba zespoły trochę się otworzyły, także przez zmęczenie wynikające z tak późnego etapu meczu. Nie przyniosło to jednak żadnych bramek, a najlepsze okazje dla poszczególnych stron mieli Eze oraz Ryan Sessengnon.
Serię rzutów karnych obie ekipy zaczęły bardzo dobrze, bo po trzech strzelców w obu zespołach wykonało swoje próby perfekcyjnie, a Bernd Leno i Andre Onana byli daleko od obrony strzałów.
Pechowcami zostali jednak Victor Lindelof i Joshua Zirkzee, bo to właśnie oni w czwartej i piątej serii posłali zbyt słabe uderzenia, które obronił niemiecki bramkarz, czym zapewnił udział Fulham w ćwierćfinale Pucharu Anglii.