Na ten finał czekały nie tylko Niemcy, bo droga Arminii Bielefeld do finału DFB Pokal była sensacyjna – pokonali kolejno pięciu rywali z Bundesligi, a tym ostatnim byli obrońcy trofeum z Leverkusen. Dla VfB z kolei puchar miał być pocieszeniem po nieudanym sezonie ligowym.
Sprawdź szczegóły meczu o Puchar Niemiec

Arminia na kolanach w pół godziny
Szczelnie wypełniony i gorejący od pirotechniki Olympiastadion w Berlinie wyczekiwał wielkiego widowiska i historia kopciuszka z 3. Ligi mogła rozpocząć się faktycznie bajkowo. Po niezłych pierwszych minutach atak lewą flanką Arminii nieco szczęśliwie dostarczył piłkę do Noah Sarenren Bazee przed pustą bramką. Strzelił wprost w poprzeczkę i cały stadion nie mógł uwierzyć, że Arminia nie prowadzi od 12. minuty.
Kibicom w niebieskich barwach bardzo szybko przyszło za to uwierzyć w coś znacznie gorszego. Pierwszy strzał Nicka Woltemade skończył się autem, ale po chwili dostał okazję do poprawki. Doszedł do prostopadłej piłki mimo wiszącego na nim Stefano Russo, uwolnił się i uderzył przez interweniującego golkipera Arminii.
Najpierw niestrzelony gol, po chwili stracony – Arminia robiła wszystko, by nie dać się złamać tymi sytuacjami, tymczasem kolejna próba ataku po stałym fragmencie skończyła się jeszcze jednym ciosem. W 22. minucie proste wybicie z oblężonego pola karnego VfB zbiegło się z nieporozumieniem w defensywie Bielefeldu i Deniz Undav z Enzo Millotem ruszyli we dwóch na bramkarza. Jonas Kersken mógł tylko rozłożyć ręce, Undav minął go dograniem do Millota i ten podwoił prowadzenie.
Powrót po dwóch straconych golach? Nie z taką grą. Zaledwie pięć minut po ostatnim trafieniu prosty odbiór w środku boiska zaowocował podaniem Angelo Stillera do Undava, który bezlitośnie wykończył akcję i w niecałe pół godziny było 3:0, a historia tego meczu została już napisana. Kwestią otwartą pozostawały już tylko rozmiary porażki Arminii, która próbowała choć jednego gola zapewnić swoim kibicom przy zmniejszonej presji VfB w końcowych minutach przed przerwą.
Nieoczekiwany zwrot na finiszu
Stuttgart po wznowieniu gry był bliski rozpoczęcia od kolejnego gola, gdy Kersken doskonale stopą zatrzymał Woltemade. Kierunek gry pozostawał niezmienny – to Stuttgart dyktował warunki i szukał kolejnego gola. Znalazł go po 20 minutach drugiej połowy, gdy Enzo Millot sam wyrwał piłkę rywalowi, ruszył prawą stroną i perfekcyjnym strzałem pod dalszy słupek podwyższył na 4:0. Ba, po chwili VfB fetowało jeszcze piątego gola, co uciszyła dopiero sygnalizacja spalonego.
Gdy wschodnia część stadionu wibrowała od skaczącego tłumu, zachodnia milczała i czekała na koniec. Tymczasem zawodnicy Arminii postarali się o sporą garść emocji w końcówce, gdy wprowadzony dopiero co Julian Kania zdobył bramkę dla Die Blauen po centrze z prawej od Christophera Lannerta.
Było niecałe 10 minut do końca, Arminia nie zamierzała się poddawać i tym razem błąd defensywny Joshy Vagnomana uradował niebieskie tłumy – samobójcza główka zmniejszyła deficyt do dwóch bramek. Gdyby tylko zostało więcej czasu, kto wie? Może wystarczyłoby czasu, bo determinacji było aż nadto. W doliczonym czasie Alexander Nubel tylko w jednej akcji bronił trzy strzały! Stuttgart dotrwał do końca i po blisko trzech dekadach ponownie wznosi krajowy puchar.
