Fiorentina musiała ruszyć z dołka ostatnich tygodni. Ponieważ zero punktów w trzech meczach wołało o zemstę na drużynie, która tak długo znajdowała się w czołówce w tym sezonie. Wyzwanie przeciwko Lecce, uwikłanym w walkę o utrzymanie, sprawiło, że trener Palladino postawił na 3-5-2, aby wzmocnić charakterystykę Beltrana i Zaniolo z przodu, próbując zrekompensować nieobecność Moise Keana z powodu kontuzji.
Sprawdź szczegóły meczu Fiorentina - Lecce
Po 10 minutach Dodo ruszył sprintem prawą stroną do dośrodkowania, a nadbiegający Gosens skierował piłkę w długi róg. Gol natychmiast udowodnił słuszność wyboru trenera Violi. Dobrze ustawieni w środku boiska, gospodarze kontrolowali grę, co przy bardzo mokrej murawie sprawiało, że piłka leciała szybko. Tak było w przypadku ryzykownego podania Ndoura do tyłu, które postawiło De Geę w trudnej sytuacji, który musiał ryzykownie ją wybić.
Bramkarz z Półwyspu Iberyjskiego spisał się bardzo dobrze tuż przed końcem pierwszej połowy, zatrzymując na bliższym słupku próbę wbicia piłki przez Karlssona, który wślizgiem póbował swoich sił. Po tym, jak pierwsza połowa zakończyła się wyższym tempem, Lecce rozpoczęło drugą połowę z takim samym rozmachem. Szwedzki ofensor wyróżniał się jako jeden z najbardziej aktywnych przy piłce, pomagając zepchnąć drużynę Violi, która nie mogła łatwo znaleźć korytarzy, aby wyjść z piłką z własnej połowy.
Po upływie godziny Viola zaczęła jednak zyskiwać metry. Wejście Fagioliego za Cataldiego poprawiło sytuację. A w 74. minucie, po zagraniu ręką przez Pierreta po główce Gosensa w polu karnym, Beltran pojawił się przy wapnie. Miał wykonać rzut karny, który mógł przypieczętować mecz, ale obił tylko słupek. Pięć minut przed końcem Argentyńczyk raz jeszcze trafił w obramowanie, tym razem w poprzeczkę, która uniemożliwiła podniesienie prowadzenia po strzale spoza pola karnego.
W kolejnym kontrataku piękna akcja świeżo wprowadzonego Veigi zakończyła się świetnym dryblingiem w pole karne przeciwnika, po którym strzał lewą nogą minął bramkę. To był wielki dreszczowiec dla Violi, która cierpiała w ostatnich minutach. Skurcze Mandragory były obrazem drużyny gospodarzy zmęczonej i pozbawionej tlenu, a zatem zmuszonej do cierpienia. Mógł je skrócić Gudmundsson, ale zmarnował świetną okazję, by zamknąć wynik. Końcowy gwizdek Marinelliego był wyzwalający: drużyna Palladino wróciła do zwycięstwa po dobrych 22 dniach. A teraz znów są na szóstym miejscu. Na razie.
