Pierwsze minuty spotkania nie były zbyt przyjemne do oglądania, a jedynie jeszcze bardziej pokazywały wagę meczu, w którym być może stawką było zdobycie scudetto. Sędzia miał bowiem pełne ręce roboty przy odgwizdywaniu kolejnych przewinień i początkowo nie za bardzo radził sobie z kontrolą sytuacji na boisku.
Dość szybko problemy po jednym ze zderzeń z rywalem zgłosił Hakan Calhanoglu, pomocy potrzebowali też Marcus Thuram czy Nicolo Barella, chociaż wcale nie było tak, że zawsze poszkodowani byli zawodnicy Interu. Tę szarpaną grę zakończyliśmy w 22. minucie, gdy doszło do kulminacyjnego momentu pierwszej części gry.
Na około dwudziestym metrze od bramki Alexa Mereta do wykonania rzutu wolnego byli przygotowani Calhanoglu i Federico Dimarco. Przy akompaniamencie gwizdów na stadionie Diego Armando Maradony Włoch podbiegł do piłki i uderzył praktycznie perfekcyjnie. Piłka wpadła w samo okienko bramki, tuż przy słupku i tuż przy poprzeczce, a Meret nawet nie próbował silić się na obronę uderzenia. Tym samym goście objęli prowadzenie.
Od tego momentu dość zaskakująco przewagę na boisku zaczęli mieć zawodnicy Napoli. Romelu Lukaku był co prawda bardzo skrupulatnie pilnowany przez Francesco Acerbiego, ale i tak potrafił znaleźć swoje okazje na gola, jednak przy strzale z ostrego kąta z woleja trafił jedynie w boczną siatkę, a przy wykończeniu dośrodkowania z lewej strony boiska uprzedził go Allesandro Bastoni.
Niezwykle aktywny był także Giacomo Raspadori, ale było to połączenie aktywności z ogromną chaotycznością, przez co w kluczowych momentach napastnik Napoli zawodził i nie stwarzał zagrożenia.

W drugiej połowie Inter nie chciał sprawiać, by mecz miał jak najwyższą ocenę dla oka neutralnego widza. Mediolańczykom chodziło tylko i wyłącznie o trzy punkty. Zawodnicy Interu nie przejmowali się notami za styl, cofnęli się do obrony, przyjmowali graczy Napoli na swojej połowie i kontrolwali wydarzenia w defensywie. Robili to na tyle dobrze, że bramkarz Interu nie miał prawie nic do bronienia, bo większość prób zatrzymywała się na blokujących obrońcach.
W 51. minucie na boisku swojego byłego zespołu zameldował się Piotr Zieliński, ale Polak przez styl gry prezentowany przez Inter był na murawie kompletnie niewidoczny. Atuty reprezentanta Polski najbardziej widać w grze ofensywnej, a goście w takiej po prostu nie uczestniczyli.
W 65. minucie piekielnie mocne uderzenie z granicy pola karnego oddał Scott McTominay, ale Szkot uderzył w sam środek bramki, więc tym razem mimo że Pedro Martinez miał co robić, to nie mógł pozwolić na przepuszczenie takiego strzału.
Po niemal godzinie próbowania, zawodnicy Napoli zostali wynagrodzeni za swoje wysiłki. Defensywa Interu popełniła jeden jedyny błąd, a gospodarze to wykorzystali. W pole karne z piłką wbiegł Stanislav Lobotka, dograł wzdłuż bramki do rezerwowego - Philipa Billinga, a Duńczyk nagle znalazł się oko w oko z Martinezem. Jego strzał lewą nogą bramkarz jeszcze obronił, ale przy dobitce prawą nie miał już nic do powiedzenia. Gospodarze mieli remis.
W koncówce szli oczywiście za ciosem i próbowali jeszcze zupełnie odwrócić losy meczu, ale Cyril Ngonge w 95. minucie meczu został zablokowany i Inter wyjeżdża z Neapolu z tylko jednym, ale jakże cennym punktem. Podopieczni Simone Inzghiego wciąż prowadzą więc w Serie A, ale wciąż czują na sobie oddech zespołu Antonio Conte.
