W wariancie optymistycznym liczyliśmy na aż czterech Polaków na boisku, dostaliśmy jedynie dwóch po stronie gospodarzy. Otwierający sobotę w Serie A pojedynek w Turynie rozpoczęła bowiem Bologna bez Kacpra Urbańskiego i Łukasza Skorupskiego w składzie.
Sprawdź szczegóły meczu Torino - Bologna

Obroniony karny i strata Walukiewicza
Musieli zatem wystarczyć Sebastian Walukiewicz i Karol Linetty, kapitan Torino. Oglądaliśmy ich zresztą sporo od pierwszych minut, bowiem gospodarze ustawieni byli nisko, a nastawieni reaktywnie, skupiając się na przyjmowaniu rywali na swojej połowie. Raz mogło się to okrutnie zemścić, bowiem w 8. minucie Bologna miała rzut karny. Egzekutorem był Castro, ale bramkarz doskonale go odczytał, po czym obronił jeszcze dobitkę!
W ofensywie przez całe 45 minut Granata nie zaoferowała nic, by kibice mogli uwierzyć w zdobycie gola, za to Rossoblu trzykrotnie sprawdzali Vanję Milinkovicia-Savicia w bramce miejscowych. Ten bronił do końca bez zarzutu, dlatego największym problemem pierwszej części gry w ekipie z Turynu okazała się kontuzja Sebastiana Walukiewicza. Obrońca osunął się na murawę przed półgodziną gry i dopiero na noszach opuścił plac gry.
Po przerwie liczyła się tylko Bologna
Zmiana stron nie przyniosła znaczącej poprawy w grze turyńczyków, a to zwiastowało kłopoty wraz z rosnącą coraz bardziej przewagą Bologny. Gdy wybiła godzina rywalizacji, Tommaso Pobega fenomenalnie huknął z dystansu, a piłka od poprzeczki spadła częściowo za linię… i wróciła na boisko. Brakło centymetrów, a chwilę później boisko opuścił Karol Linetty.
10 minut później już niczego nie brakowało, ponieważ wprowadzony sekundy wcześniej Dallinga idealnie dołożył nogę do dogrania z lewej strony od Juana Mirandy i nie dał cienia szansy serbskiemu golkiperowi.
Wynik w końcu został otwarty, ale Bologna starała się zrobić możliwie dużo, by pierwszy gol nie był ostatnim. Udało się cel osiągnąć na 10 minut przed końcem, kiedy Pobega doczekał się w pełni zasłużonego trafienia, wykorzystując zamieszanie przed bramką i puszczając „szczura” między nogami rywali. Długo trwała analiza ewentualnego spalonego w tej akcji, ale bramkę uznano.
Jeśli w ekipie z Turynu było jeszcze jakieś powietrze, to uszło wraz z drugą bramką. Rywale grali swoje do końca doliczonego czasu, a zwycięstwo pozwala im wspiąć się na wysokość Juventusu z 28 punktami. Rossoblu żegnają się już powoli z Ligą Mistrzów, ale jeśli utrzymają się na fali wznoszącej, mogą wciąż realnie powalczyć o powrót do rozgrywek latem.
