W pucharach efektowne wygrane z City i Cagliari, ale w lidze Juventusowi ostatnio kompletnie nie idzie. Stara Dama nie umiała wygrać żadnego z czterech kolejnych meczów, remisując wszystkie. Trudno wyobrazić sobie lepszego rywala na przełamanie niż ostatnia w tabeli Monza, która nie wygrała jeszcze żadnego meczu u siebie.
Sprawdź szczegóły meczu Monza – Juventus

Nikt nie powiedział jednak, że na wypełnionym Stadio Brainteo będzie łatwo. To gospodarze jako pierwsi byli bliscy objęcia prowadzenia, kiedy Caprari w 10. minucie upokorzył dziurawą defensywę Juve i tylko strzelił obok słupka, gdy znalazł się przed bramką. Po drugiej stronie w 13. minucie blisko otwarcia był Yildiz w 13. minucie, ale jego uderzenie wybronił heroicznie Stefano Turati. Niestety, piłka poszła na rzut rożny, po którym golkiper był już bezsilny. Do wrzutki najlepiej doszedł Weston McKennie i wysokim strzałem skierował piłkę do siatki.
Choć Stara Dama miała oczekiwane prowadzenie, to wciąż w defensywie powtarzały się te same błędy, a gospodarze niesieni dopingiem zamierzali je wykorzystać. Ta sztuka udała się w 22. minucie, gdy akcja lewą stroną skończyła się wrzutką przed bramkę, a do tej z przygotowaną do uderzenia nogą doszedł Samuele Birindelli i wprawił trybuny w euforię.
Zrobiło się ciekawie! Choć inicjatywę niezmiennie mieli turyńczycy, to znalezienie ponownie drogi do siatki sprawiało im ogromne kłopoty. Udało się w 39. minucie, a walny udział w tym trafieniu mieli obrońcy Monzy, którzy nie zdołali wybić piłki poza pole karne. Zamiast tego spadła pod nogi świetnie ustawionego Locatellego. Ten zgasił ją i zastawił się, a Nico Gonzalez dopadł do strzału i z bliska pokonał Turatiego.
O kapitulacji Biancorossich nie było mowy, aż do przerwy Juventus musiał skupiać się na obronie swojej tercji defensywnej, chwilami wręcz desperacko. Monza szukała także gola wkrótce po powrocie, ale bez skutku. Oba zespoły w drugiej części meczu borykały się głównie ze swoją nieskutecznością i żaden z 15 strzałów oddanych przez pół godziny nie skończył się zmianą wyniku.
Ostatni kwadrans wyglądał jak próba przetrwania ze strony Starej Damy i zupełnie naturalnie nasuwała się myśl, że ponownie pozwolą sobie odebrać wygraną. Nie tym razem – w doliczonym czasie to Kenan Yildiz był najbliżej gola, zmuszając Turatiego do interwencji w ostatniej istotnej akcji meczu. Udało się przerwać serię remisów, choć w wielkich cierpieniach.
