Rewanżowy mecz barażowy na Stadio Arechi w Salerno pomiędzy Salernitaną i Sampdorią miał jasnego faworyta. Po zwycięstwie 2:0 u siebie w pierwszym etapie, Sampdoria musiałaby stracić więcej niż dwie bramki, by obawiać się spadku. Atmosfera była gorąca na boisku i poza nim do tego stopnia, że sędzia Doveri był zmuszony kilkakrotnie przerywać mecz z powodu użycia laserów z trybun, przed oficjalnym wezwaniem spikera do zaprzestania.
Obie drużyny od razu zaczęły mocno, z szansami Meulensteena i Soriano. Sampdoria była lepsza w początkowych fazach, ale około półgodziny Salernitana domagała się rzutu karnego. Następnie znalazła bramkę dzięki Gian Marco Ferrariemu, ale system VAR dostrzegł zagranie ręką w ataku i gola anulowano.
Sampdoria odpowiedziała natychmiast i dwie minuty później, w 38. minucie, odblokowała wynik za sprawą Massimo Cody. Teraz dla Salernitany, z trzema bramkami bagażu, sytuacja stała się praktycznie rozpaczliwa. Pięć minut doliczonego czasu gry nie wystarczyło, by zobaczyć jakąkolwiek groźniejszą akcję i Sampdoria schodziła do szatni z przewagą jednego gola i coraz bliższym zwycięstwem.
W drugiej połowie to Coda znów stwarzał zagrożenie, Christensen obronił próbę z rzutu rożnego, ale nie mógł nic zrobić z dobitką Giuseppe Sibilliego, która podwoiła wynik. Była 49. minuta i teraz Salernitana musiała strzelić cztery gole, aby uniknąć Serie C.

W 60. minucie trybuny nie wytrzymały bezradności gospodarzy i rozpętało się piekło. Publiczność przeszła od rozczarowania do gniewu i wszystko spadło na boisko: race, drobne przedmioty, krzesełka. Policja wchodzi na boisko, Doveri wzywa drużyny z powrotem do szatni.
Po długiej, prawie półgodzinnej przerwie drużyny wróciły na boisko, ale to iluzja. Po minucie sędzia ponownie wezwał zawodników z powrotem, ponieważ nie było warunków do kontynuowania gry.
Mecz nie został dokończony, co może oznaczać tylko dodatkowe sankcje dla Salernitany. Przy wyniku 0:4 w dwumeczu drugi spadek z rzędu mają już gwarantowany, ale może dojść do walkowera i niemal pewne są finansowe konsekwencje. Sampdoria może odetchnąć z ulgą: w barażu uratowali ligowy byt. Bartosz Bereszyński i Paweł Jaroszyński oglądali mecz swoich drużyn z ławek rezerwowych.