Więcej

Puchar Polski: Cojocaru utrzymał Pogoń w grze, Legia wyeliminowana w dogrywce

Zaktualizowany
Puchar Polski
Puchar PolskiČTK / imago sportfotodienst / IMAGO / Profimedia

W "przedwczesnym finale" dopiero dogrywka dała awans Pogoni Szczecin. Niesamowity Cojocaru był jak ściana, o którą rozbiła się Legia Warszawa. Wcześniej Górnik w końcówce ograł Arkę 2:1, Jagiellonia uniknęła nerwów z Miedzią (3:2), a Lech Poznań potrzebował masy szczęścia w końcówce przeciwko amatorom.

Legia Warszawa - Pogoń Szczecin (1:2, po dogrywce)

Kto pamięta niedzielne flaki z olejem przy Łazienkowskiej, pewnie dałby wiele za powtórkę majowego finału Pucharu Polski zamiast 90 minut męczarni. Niestety, obie drużyny w meczu wieńczącym 1/16 finału kolejnej edycji zaserwowały kibicom festiwal niedokładności w pierwszej połowie. Jeśli nie własne straty, to faule przerywały grę, w której zaczęła się spełniać „klątwa Iordanescu”, czyli duża przewaga w rozgrywaniu i kompletny brak efektów.

Nad bramką z granicy pola karnego uderzał Damian Szymański, Krasniqi posłał piłkę obok słupka i w efekcie najlepsze okazje miał Goncalves. To on w 34. minucie z prawie zerowego kąta uderzył kąśliwie i Cojocaru korzystał z pomocy słupka przy obronie na raty. Portugalczyk powinien był strzelić gola w 42. minucie, ale zaskoczyła go piłka od Urbańskiego i posłał ją w Żyletę. 

Na pocieszenie dla Legii rywale mieli z gry jeszcze mniej – a to piłkę gubił w polu karnym Mukairu, a to Ulvestad wieńczył połowę strzałem, który trafił tylko w Greenwooda. W tej sytuacji dwie żółte kartki dla sztabu Legii wybijały się jako ciekawsze momenty pierwszej odsłony.

Wznowienie gry przyniosło ożywczą zmianę: Pogoń zaczęła dochodzić do strzałów: Juwara wprost w koszyczek Kobylaka, a później Grosicki dwukrotnie niecelnie. Ale do trzech razy sztuka: w 58. minucie położył Kapuadiego i z bliska wpakował piłkę obok leżącego już bramkarza. Mało tego, już w 63. minucie Sam Greenwood powinien był podwoić prowadzenie, gdy ryzykownym wejściem ratował sytuację Piątkowski.

Wprowadzeni na ostatnie pół godziny Colak i Molnar byli blisko szczęścia w obu polach karnych, jednak żaden nie sfinalizował swojego wejścia. Chorwat był bliski poprawienia się na kwadrans przed końcem, ale jego piętka nie oszukała Cojocaru na bliższym słupku. Po nim Wahan Biczachczian nie znalazł gola przeciwko byłemu klubowi, jeszcze Cojocaru błysnął świetną interwencją po rzucie rożnym, ale piłka wróciła na głowę Piątkowskiego od Elitima i trybuny eksplodowały: bramkarz pokonany!

Wojskowi poczuli swój moment i szukali pójścia za ciosem, wybici skutecznie z rytmu przez rywali. Strzał Antonio Colaka w boczną siatkę zasygnalizował 90. minutę, do której Szymon Marciniak doliczył jeszcze pięć, które upłynęły na oblężeniu szczecińskiej bramki. Choć to Legia weszła z większym animuszem, to pierwsze realne zagrożenie przyszło pod jej bramką: w 100. minucie Juwara z wolnego posłał piłkę pod poprzeczkę, którą Kobylak parował na róg.

Po zmianie stron Mor Ndiaye mógł zamknąć mecz główką, gdyby posłał ją bliżej słupka. Po drugiej stronie rakietę Chodyny zgasił Cojocaru, który następnie z metra zatrzymał uderzenie Szymańskiego. Po tej paradzie goście ruszyli w… pogoń na bramkę Legii, gdzie Juwara znalazł Adriana Przyborka, a ten podciął piłkę nad leżącym Kobylakiem. W doliczonym czasie jeszcze Molnar mógł zwieńczyć kontrę golem, a niecelny strzał Biegańskiego zamknął "mały finał" STS Pucharu Polski.

Statystyki meczu Legia - Pogoń
Statystyki meczu Legia - PogońFlashscore

 

Arka Gdynia - Górnik Zabrze (1:2)

Ostatnio między klubami było trochę złej krwi, a nieprzyjazne okoliczności zafundowała też pogoda: zacinający deszcz i silny wiatr zwiastowały kłopoty, które dla Górnika ziściły się już po 22 sekundach. Tyle zajęło Arce objęcie prowadzenia po dopchnięciu piłki przez Edu Espiaua, któremu dogrywał z lewej Gaprindaszwili

Arkowcy nie grali w najlepszym składzie, a mimo to mieli pomysł i radzili sobie z niedopuszczaniem zabrzan do przejęcia inicjatywy. Co gorsza, Górnicy stracili Rafała Janickiego po kwadransie i mogli stracić kolejną bramkę. Sidibe huknął z dystansu efektownie w 25. minucie, Loska bronił.

Niezdolni do zagrożenia z akcji, zabrzanie okazali się bezbłędni po rzucie rożnym z 33. minuty, gdy Lukas Ambros przymierzył z 18 metrów i wpakował piłkę pod dalszym słupkiem. Tak zaczął się kwadrans Górnika: w 40. minucie Ousmane Sow i Ambros wspólnie wykonali prostą kombinację, w której Czech miał masę miejsca i tylko uderzył z główki nad bramką. Jeszcze Janza dograł do Josemy w 44. minucie, a ten jakimś cudem z bliska minął bramkę, podobnie jak Sow z kilkunastu metrów moment później.

Szwarga posłał w bój Jakubczyka i Kerka, ale to Górnik od razu po przerwie szukał kolejnego gola. I długo tylko Trójkolorowi mieli realne okazje, jak choćby strzał Hellebranda z 60. minuty, który liznął poprzeczkę. Z kolei w 72. minucie Maksym Chłań dał się zatrzymać Grobelnemu zanim Arkowcy odzyskali inicjatywę. Niewiele z tego wynikło, tymczasem Górnik otrzymał rzut wolny w 88. minucie i Erik Janza dokręcił piłkę na dalszy słupek, gdzie Kryspin Szcześniak dopchnął ją do siatki. Ostatnią szansą Arki był strzał Marca Navarro z wolnego w 90+2. minucie, wybity przez Loskę.

Statystyki meczu Arka - Górnik w Pucharze Polski
Statystyki meczu Arka - Górnik w Pucharze PolskiFlashscore

 

Miedź Legnica - Jagiellonia Białystok (2:3)

Spotkanie na Stadionie Orła Białego zaczęły niezłe minuty gości, choć po pięciu minutach otwarcie wyniku powinno było nastąpić dla Miedzi. Bochnak dostał świetną piłkę na 10. metrze, ale odchylony posłał ją nad bramką. Było czego żałować, bo kilka minut później gola świętowała Jagiellonia. Dawid Drachal doskonale zmylił dwóch rywali i oddał piłkę prostopadle do Cezarego Polaka, który ruszył i bez przyjęcia pokonał Sydorenkę.

Tuż po kwadransie Duma Podlasia mogła podwoić przewagę: Jóźwiak spod linii końcowej dograł przed bramkę, ale nabiegający Pietuszewski skiksował. Przed upływem 34. minuty Imaz posłał piłkę nad bramką, a gospodarzom szło jak po grudzie. Wyprowadzanie piłki stanowiło problem, więc i akcji bramkowych brakowało. 

Tym bardziej nieoczekiwane były wydarzenia z 35. minuty, gdy długi przerzut od Miocia z prawej znalazł głowę Kamila Antonika. Jego główka z ostrego kąta złapała wysoki kozioł i nim zaskoczyła Piekutowskiego, wpadając pod poprzeczką

Goście natychmiast ruszyli do odrabiania: Polak huknął w słupek z 20 metrów, a dobitka Jóźwiaka została wybita. Jeszcze w 38. minucie Sydorenko musiał czyścić strzał z głowy pod poprzeczkę, ale do przerwy pozostał remis. Wznowienie przyniosło atrakcyjny futbol z obu stron i w 54. minucie Jesus Imaz był już prawie pewny gola. Piłkę pechowo zatrzymał przed bramką Rallis

Kotłowało się w obu polach karnych i tylko golkiperzy nie mieli czego łapać. Dopiero 20 minut przed końcem leżący na ziemi Imaz wepchnął piłkę do bramki, odbijając ją od Sergio Lozano. O ile przy tej bramce Lozano był tylko nabity, o tyle w 75. minucie wszystko zrobił sam: przejął piłkę, podniósł się, odwrócił, przymierzył i huknął przy słupku z dystansu na 3:1!

Wydawało się, że mecz będzie już tylko "stygł", gdy w 90+2. minucie Mansfeld posłał piłkę w gąszcz nóg przed bramką, a tam jeden z obrońców wpakował piłkę do siatki. Było jednak za późno, by wydrzeć choćby dogrywkę, Jagiellonia spokojnie utrzymała przewagę.

Statystyki meczu Miedź Legnica - Jagiellonia
Statystyki meczu Miedź Legnica - JagielloniaFlashscore

 

Gryf Słupsk - Lech Poznań (1:2)

Ani kuriozalna godzina spotkania, ani jesienna słota nie zatrzymały kibiców Gryfa przed wypełnieniem stadionu na mecz z mistrzami Polski. Niels Frederiksen zrealizował marzenie gospodarzy, wystawiając na nich bardzo mocny skład. Styrana murawa nie pozwalała gościom rozwinąć skrzydeł mimo wyraźnej przewagi, a w 13. minucie zagotowało się nawet pod bramką Bartosza Mrozka, ratowanego przez obrońców. 

Kultura gry poznaniaków dała o sobie jednak znać w 19. minucie, kiedy Pablo Rodriguez przyjął piłkę z prawej od Joela Pereiry i zagraniem między nogami rywala obsłużył Filipa Jagiełło, który otworzył wynik. Parę minut później lechici byli pewni drugiego gola, jednak VAR potwierdził, że Mikael Ishak spalił. 

Piłkarze Gryfa mieli kilka wyjść na połowę mistrzów, ale zagrożenie stworzyli dopiero po rzucie wolnym. W 29. minucie rosły Witalij Pryndeta główkę posłał blisko słupka poznańskiej bramki. Takie szanse trzeba wykorzystywać, bo Lech szukał kolejnych trafień i znalazł. W 33. minucie Mikael Ishak zamienił górną piłkę od Rodrigueza na główkę. Kamil Gołębiewski bronił, ale przy dobitce Joela był bezsilny

Ostatnie słowo przed przerwą powinno należeć do Gryfa. W 45. minucie Mosiejko z prawej wypuścił Damiana Wojdę sam na sam z Mrozkiem i golkiper Lecha wygrał tę walkę. Z kolei w doliczonym czasie serię strzałów słupszczan blokowali obrońcy, a Frederiksen chyba potrząsnął piłkarzami, bo sam Yannick Agnero – wpuszczony za Ishaka – mógł zdobyć dwa gole w pięć minut od powrotu. Nie zdobył nic, za to jedna kontra pozwoliła Adrianowi Kwiatkowskiemu wypuścić Wojdę i ten strzałem w długi róg zapewnił kontakt.

Kolejne minuty były trudne dla Kolejorza, nękanego atakami uskrzydlonych gospodarzy. Ubłoceni, ale zdeterminowani walczyli o każdą piłkę i Lech nie był w stanie utrzymać kontroli nad grą, a tym bardziej zagrozić bramce gospodarzy. Ciężary Kolejorza rosły z kolejnymi minutami, a w 86. minucie było blisko szoku: Mateusz Skrzypczak wpakował piłkę do własnej bramki, ale gola unieważniono, ponieważ spalił Piechowski. W ostatnich sekundach Mrozek ratował się wybiciem, a nawet czerwona kartka Wiśniewskiego nie odebrała determinacji miejscowym. Nawet odbiór piłki w ostatniej akcji meczu nie dał Lechowi gola na pustą bramkę, gdy Joel oddał piłkę na 3:1 do będącego na spalonym Thordarsona...

Statystyki meczu Gryf - Lech
Statystyki meczu Gryf - LechFlashscore
Wil jij jouw toestemming voor het tonen van reclames voor weddenschappen intrekken?
Ja, verander instellingen