Pogoń Szczecin - Widzew Łódź (0:1)
Scenariusze w obu klubach są podobne: duże pieniądze miały dać walkę o Europę, ale skończyło się na zmianie trenerów i zatrudnieniu obcokrajowców. Dziś Widzew i Pogoń pozostają daleko od strefy pucharowej, dlatego STS Puchar Polski to dla nich kluczowa szansa na sukces. Początkowe minuty zdawały się potwierdzać apetyt na gole.
Juljan Shehu już po dwóch minutach doszedł do strzału i obił słupek. Piłka wróciła pod bramkę, a Bergier główkował niecelnie. Po drugiej stronie błyskawicznie odpowiedzieć chciał Rajmund Molnar. Urwał się rywalom i z pierwszej próbował zaskoczyć Kikolskiego, posyłając piłkę blisko słupka poza boisko. Wczesne sygnały nie zwiastowały jednak wielkiego widowiska. Bardziej aktywny Widzew atakował nieskutecznie, jak przy nieczystym strzale Bergiera z 13. minuty czy minimalnie niecelnej próbie Zeqiriego z dystansu w 24. minucie.
Pogoń była przy piłce częściej, ale była też skazana na grę po obwodzie, bez wielkich okazji. W 35. minucie znalazła się przez to na minusie, gdy Pawłowski wypuścił Baenę prawą flanką, a ten wrzucił przed bramkę i główka Zeqiriego otworzyła wynik. Dopiero w 45. minucie Molnar został znaleziony prostopadle przez Przyborka, lecz z ostrego kąta nie pokonał Kikolskiego, a po jego interwencji wybrzmiał gwizdek.
Dla zwiększenia dynamizmu na boisku pojawili się Mukairu i Juwara, co pozwoliło Pogoni bardziej „siąść” na rywali. Po kilku minutach Kamil Grosicki potężnie uderzał z rzutu wolnego, obijając rękawice Kikolskiego. Gdy mijała godzina, Sam Greenwood ruszył w indywidualnym rajdzie, oddał strzał wyraźnie nad bramką. Błąd Czyża mógł uszczęśliwić „Portowców”, bowiem Visus faulował Juwarę i analizowano czerwoną kartkę. Skończyło się na żółtej.
Napór Pogoni przerwało zadymienie, choć – po prawdzie – niewiele z niego wynikało. A gdy w końcu, już w 90. minucie, wrzutka Grosickiego skończyła się trafieniem Dimitriosa Keramitsisa z główki, Grek był minimalnie na spalonym. Doliczony czas, a było go sporo, rozpoczął się od serii kornerów gospodarzy, a Widzew był skupiony na rwaniu sekund aż do 90+9. minuty, gdy tylko heroiczne machnięcie ręką Valentina Cojocaru uratowało Pogoń przed kontrą gości. Ostatnim akcentem "Portowców" okazał się strzał Jose Pozo nad poprzeczką, zaś goście mieli jeszcze jedną kontrę na dobicie rywali, z której nie skorzystali.

Lechia Gdańsk - Górnik Zabrze (1:3)
Michal Gasparik na Słowacji był specem od wygrywania krajowego pucharu i w Polsce również podkreśla, że na tym trofeum bardzo mu zależy. Dlatego Górnik, mimo zrozumiałych zmian w składzie, od pierwszych minut starał się zdominować nisko ustawioną Lechię, która wyczekiwała okazji do kontry. Pierwsze sygnały ostrzegawcze przyszły po kwadransie, gdy Kmet uderzał zza zasłony, a Ousmane Sow z ostrego kąta, obaj świetnie zatrzymani przez Alexa Poulsena.
Gdańszczanie doczekali się swojej wymarzonej okazji, gdy wypuszczony lewą stroną Sezonienko pognał z piłką perfekcyjnie i nie gorzej odegrał przed bramkę. Tam Bohdan Wjunnyk uderzał z pierwszej, ale nie trafił w bramkę. Odpowiedź Górnika była stanowcza: w 30. minucie Poulsen ratował się wybiciem na róg przy strzale, ale z tego rogu gola stracił, gdy Rafał Janicki wyrósł jak wieżowiec do główki. Co gorsza, długi przerzut z obrony Górnika znalazł Young-Juna Goha, a ten odegrał do Sowa na drugim słupku i w dwie minuty „Trójkolorowi” uciekli na 2:0.
Zabrzanie mieli już mecz w garści, a przynajmniej tak się wydawało. Końcówka pierwszej połowy należała bowiem do Lechii, która zmniejszyła dystans w 39. minucie. Tomasz Loska nie utrzymał piłki w rękawicach po rożnym i Kurminowski wtrącił ją za linię, dając kontakt. Remis mógł się pojawić na tablicy tuż po przerwie, lecz Wjunnyk znów nie uderzył skutecznie. Trener Carver wzmocnił ofensywę – m.in. Bobckiem – i Lechia wciąż naciskała.
Spychany nisko Górnik dopiero w 78. minucie zdołał wyprowadzić cios, jednak Sow chybił. Po nim spudłował jeszcze Liseth, ale za trzecim razem się udało: Sow urwał się prawą flanką i sam wpakował piłkę przy dalszym słupku na 3:1 w 84. minucie. W ostatnie minuty Lechia weszła kolejnymi atakami, ale Loska zdołał zatrzymać Bobcka, a następnie Kapicia, utrzymując przewagę do końca.

