Raków Częstochowa – Cracovia (3:0)
Nie tylko za ostatni mecz ligowy – Raków miał znacznie więcej powodów do rewanżu na Cracovii. Nie wygrali z Pasami ani razu od 2023 roku, gdy udało się wyrzucić rywali właśnie z Pucharu Polski. Tym razem przewaga Medalików była widoczna od początku i w 13. minucie udało się ją potwierdzić: Makuch nieco szczęśliwie wyłożył piłkę Brunesowi, a ten płaskim strzałem wsunął piłkę poza zasięgiem Ravasa.
Zmiany w składzie Cracovii najpewniej odpowiadały za to, jak zmieniła się gra zespołu względem Ekstraklasy. Pasy były kompletnie statyczne, bez inicjatywy i reaktywne, z czego gospodarze korzystali chętnie. Wynik udało się podbić w 40. minucie, kiedy Bulat wrzucał z wolnego na bliższy słupek, zaś Jonathan Brunes świetnie domierzoną główką podwoił prowadzenie.
Jedyną krzywdą wyrządzoną Rakowowi do przerwy był uraz Frana Tudora, który uszkodził staw skokowy w walce z rywalem i nie mógł zejść samodzielnie. Tuż po wznowieniu gry mogło być 3:0, gdy Brunes zgubił obrońcę i uderzył nieznacznie poza dalszy słupek. Od Pasów doczekaliśmy się emocji w 51. minucie, za sprawą uderzenia Rakoczego z wolnego w słupek.
Mimo to trener Elnser dopiero w 63. minucie sięgnął po cztery zmiany. Nawet duże nazwiska dużo nie wniosły, Raków grał swoje i na 13 minut przed końcem Lamine Diaby-Fadiga był o włos od gola po posłaniu rakietowego uderzenia w poprzeczkę. Nie wyszło mu raz, więc powtórzył próbę w 81. minucie, samolubnie - za to pięknie - wkręcając piłkę przy słupku mimo prób zatrzymania przez rywali. Kompletnie bezradni goście kończyli mecz bez żadnego celnego uderzenia, ale odstawali też w innych aspektach.

Puszcza Niepołomice – Lechia Gdańsk (1:3 po dogrywce)
Drużyna z Ekstraklasy była wyraźnym faworytem i z takim nastawieniem wyszła na niełatwe boisko w Niepołomicach, spychając gospodarzy do defensywy. Efektów gdańszczanie jednak nie mieli, a powinni byli stracić gola już w 13. minucie.
Korczakowski doszedł do dwóch strzałów, ale Alex Paulsen wybił obie próby. Po błędzie Diaczuka w 15. minucie Olaf Korczakowski dostał trzecią szansę w rajdzie sam na sam i znów dał się zatrzymać. Lechia przyjęła ostrzeżenie i potraktowała poważnie, resztę pierwszej połowy kontrolując i szukając otwarcia wyniku. Jedynym wymiernym efektem były rzuty rożne i na kolejne klarowne okazje musieliśmy czekać do drugiej połowy.
Przed upływem godziny Bohdan Wiunnyk był pewien gola po minięciu piłką Perchela, jednak Michał Walski wybił piłkę z linii. Po obu stronach weszli ofensywni zmiennicy, z których Tomas Bobcek pokazał się dwoma strzałami w minutę zanim Lechia objęła prowadzenie po trafieniu Maksyma Diaczuka w 64. minucie.
Gdańszczanie byli już przekonani, że mecz zmierza w dobrym kierunku – trudno inaczej wytłumaczyć łatwość, z jaką 10 minut po bramce na 1:0 pozwolili wyrównać. Zgranie Iwao po dośrodkowaniu z lewej flanki skończyło się finiszem Christophera Simona na wagę wyrównania. Równowaga nie sprzyjała ryzyku i dopiero w 88. minucie doczekaliśmy się szansy na przełamanie, gdy Cirković znalazł Bobcka, a ten obrócił się i sprawdził Perchela na piaszczystym polu bramkowym.
Pierwsza połowa dogrywki – która wyraźnie nie była w smak obu zespołom – upłynęła głównie na oblężeniu pola karnego Żubrów, z którego Lechia wycisnęła raptem jeden niecelny strzał. O płynnej grze trzeba było zapomnieć, a Puszcza liczyła na dotrwanie do rzutów karnych. Sytuację zmienił dopiero VAR, który w 114. minucie zaowocował decyzją o jedenastce wyegzekwowanej przez Tomasa Bobcka. Gdańszczanie szukali jeszcze trzeciego gola za sprawą Bobcka i Cirkovicia i to ten ostatni w akcji czterech na trzech przymierzył pod dalszy słupek, by zamknąć mecz w doliczonym czasie.

Widzew Łódź – Zagłębie Lubin (1:0 po dogrywce)
W 1/16 Pucharu Polski Widzew Łódź mierzył się z Zagłębiem Lubin. Było to już drugie spotkanie tych ekip w tym sezonie. W 1. kolejce PKO BP Ekstraklasy również w Łodzi wygrali gospodarze 1:0. Wtedy w bramce Widzewiaków stał Rafał Gikiewicz, który dziś pierwszy raz wyszedł w pierwszej jedenastce Zagłębie Lubin.
Po niemrawym początku spotkania z obu stron, to Zagłębie Lubin w 12. minucie trafiło do siatki Widzewa. Goście obijali bramkarza, w końcu po strzale Kajetana Szmyta do swojej siatki trafił Lindon Selahi. Po analizie VAR sędzia Jarosław Przybył zdecydował się nie uznać trafienia, bo Luka Lucić we wcześniejszej fazie akcji był na pozycji spalonej.
Do 35. minuty brakowało kolejnych klarownych sytuacji, a wtedy na prowadzenie powinien wyjść Widzew, ale podania Akere nie przejął żaden zawodnik. Minutę później to Zagłębie powinno mieć 1:0, ale strzały Jakuba Sypka i Jospia Corluki obronił Veljko Ilic. W końcówce groźniejsi byli gracze Widzewa, ale do przerwy goli nie było.
Miedziowi dali się zepchnąć pod koniec pierwszej połowy, ale na drugą wyszli ponownie bardziej zdeterminowani od gospodarzy. Widzew co prawda starał się przedrzeć pod bramkę Gikiewicza, ale grali zbyt schematycznie. Na 10 minut przed końcem mieli tylko jedno uderzenie w drugiej połowie, gdy lubinianie szukali gola trzykrotnie. Bergier mógł przesądzić o losach meczu, gdy minął Gikiewicza strzałem, ale za nim był jeszcze obrońca.
Mimo 4-5 zmian obu drużyn, po 90 minutach impas się utrzymał, wymuszając dogrywkę. Pierwszy jej kwadrans był na tyle bezbarwny, że śpiewy mieszały się z gwizdami, gdy Widzew podawał piłkę po obwodzie bez pomysłu na wycofanych rywali. Przełamanie przyszło w kuriozalnych okolicznościach. Po 111 minutach Bartłomiej Pawłowski uderzał z wolnego w środek bramki. Rafał Gikiewicz wystawił "koszyczek", po czym przerzucił sobie piłkę za ramię, nie mogąc jej zgasić. Wpadła za linię. Dopiero wtedy mecz nabrał rumieńców i piłka krążyła od bramki do bramki. Na kolejne gole czasu jednak brakło.

Pozostałe środowe mecze
Hutnik Kraków – Wisła Kraków (0:1), przeczytaj relację z meczu i zobacz pięknego gola Kacpra Dudy
Avia Świdnik – Flota Świnoujście (3:0)
