Po piątkowym zwycięstwie 5:1 nad Bośnią i Hercegowiną nastroje były świetne. Już we wtorek Polki mogły przecież przypieczętować awans powrotny do Dywizji A Ligi Narodów. Kto jednak pamięta wyjazd do Bukaresztu, przed rewanżem z Bośniaczkami zachowywał pewną ostrożność.
Sprawdź szczegóły meczu Bośnia i Hercegowina – Polska

Mecz rozpoczął się stosunkowo statecznie, bo i na to nastawiły się Bośniaczki. Ustawione nisko przechodziły do szybkiego doskoku do rywalek, ilekroć te chciały atakować. Z dominacji Polek niewiele przez to wynikało i dopiero po 10 minutach Adriana Achcińska została zablokowana przy próbie strzału. Chwilę później Ewę Pajor zatrzymała przy uderzeniu z ostrego kąta Almina Hodzić, która nie zamierzała już pomagać Polkom, jak to robiła w Gdańsku.
W efekcie Biało-Czerwone pierwszą połowę spędziły na biciu głowami w mur. Przewaga ofensywna nie przekładała się na gole, wyraźnie brakowało sprawnych skrzydeł i wiele było do poprawy. Tymczasem to gospodynie wyszły z szatni w Zenicy wyraźnie bardziej zmotywowane i po raptem dwóch minutach Gloria Slisković powinna była domknąć akcję golem przy dalszym słupku, gdy zgubiła z łatwością asekurację Kamczyk.
Chwilę później Natalia Radkiewicz musiała pewnie chwytać piłkę przy kolejnym ataku Bośniaczek. Ich wyjścia z atakami nie były liczne, ale zagrożenie mogło wprawić Polki w zazdrość. I wreszcie udało się miejscowym otworzyć wynik, gdy w 65. minucie Zieniewicz nie zatrzymała piłki, Wiankowska zaplątała się w obronie, a Sofija Krajsumović wykorzystała akcję, która przypominała tę bramkową z piątkowego meczu w Gdańsku.
Biało-Czerwone chciały szybko odpowiedzieć i Hodzić miała spore problemy po uderzeniu Kamczyk, ostatecznie jednak obroniła. Nina Patalon nie czekała dłużej, na ostatnie 20 minut wprowadziła Dominikę Grabowską, Emilię Szymczak i Weronikę Zawistowską. Obraz się jednak nie poprawił: ani atak pozycyjny, ani stałe fragmenty nie przynosiły przełamania, a zbyt proste błędy zdarzały się wszystkim naszym zawodniczkom.
Trybuny coraz głośniej świętowały postawę Bośniaczek, gdy obie drużyny weszły w doliczony czas gry. Doping uciszyła dopiero Weronika Zawistowska, która na raty pokonała Hodzić. Bramkarka gospodyń "zlitowała się" i zanotowała po 90 minutach nieudaną interwencję, wybijając piłkę po pierwszym strzale i dając piłkarce Bayernu szansę na dobitkę. Ta huknęła od poprzeczki na wagę remisu. Polki naciskały już do końca w celu wydarcia wygranej, ale to było za mało i za późno, by uniknąć potknięcia.
Wynik 1:1 i tak jest lepszy od gry reprezentacji, nad którą sporo pracy czeka Ninę Patalon przed czerwcowym debiutem na Euro 2025.
