Przed sobotnim meczem Salernitana-Bologna Krzysztof Piątek dobijał do tysiąca minut bez zdobytego gola. Ten ostatni, tuż po rozpoczęciu listopadowego pojedynku z Cremonese, wydaje się dziś odległym wspomnieniem. Tym bardziej że trener Paulo Sousa nie rezygnuje z Polaka. Po przyjściu do Salerno wystawiał go w wyjściowym składzie, ale w ostatnich dwóch pojedynkach rozgrywa już niewiele ponad pół godziny.

Przeciwko Bolonii wszedł w 56. minucie i ponownie nie okazał się tym jokerem, na którego liczyli kibice Koników Morskich. W sumie oddał trzy strzały (w tym jeden celny) i zaliczył jedno kluczowe podanie.

Jego zespół zdecydowanie przeważał, ale nie umiał tej przewagi nad przyjezdnymi wystarczająco często wykorzystywać. Bologna oddała tylko dwa strzały, a mimo to udało jej się wywieźć wynik 2:2. Posada Paulo Sousy po tym meczu nie wydaje się w żaden sposób zagrożona, utrzymuje bezpieczną przewagę nad strefą spadkową. Za to z sytuacją Piątka jest znacznie gorzej.

Salernitana płaci obecnie 40 procent wynagrodzenia piłkarza, którego wypożyczyła z Herthy Berlin do końca trwającego sezonu. Resztę pokrywają berlińczycy, od których Włosi mogliby Polaka odkupić za ok. 7 mln euro. Nie zanosi się jednak, by mieli to zrobić, skoro już 1030 minut gry Piątka upłynęło bez gola.

Nie tylko dlatego, że kwota jest spora, ale też zawodnik zanotował raptem trzy gole i dwie asysty w 23 meczach. Jak twierdzi spec od włoskiego rynku transferowego, Gianluca di Marzio, bez błyskotliwego finiszu sezonu nie ma mowy o dalszym korzystaniu z usług Piątka w Salerno.