Pierwszy set sobotniego starcia był nerwowy, zakończył go dopiero dość szczęśliwy as serwisowy Kochanowskiego po długiej walce na przewagi. Środkowy przyznał po meczu, że taki efekt to... przypadek.
"Skrót miał być, ale nie aż tak wyśmienity, żeby wszyscy się tam zderzali głowami i żeby ta piłka wpadła w boisko. Plan na tę zagrywkę był taki, jaki był, a że wyszło jeszcze lepiej niż założyłem, to trudno, szczęście sprzyja lepszym" - skwitował z uśmiechem 28-letni siatkarz.
Zawodnik PGE Projektu Warszawa ocenił, że wynik premierowej odsłony był rezultatem tego, że zespołowi zajęło trochę czasu, by przyzwyczaić się do warunków meczowych w hali.
"Nie powiedziałbym, że były nerwy, jedyne co w pierwszym secie faktycznie funkcjonowało dużo gorzej, niż przez cały mecz, to zagrywka, bo musieliśmy się trochę wstrzelić. To jest klasyczny pierwszy set w turnieju, jak jeszcze nie jesteśmy obyci z halą i zawsze tak jest, że w roli faworyta te pierwsze sety są ciężkie, a potem gra toczy się już zazwyczaj pod dyktando drużyny, która teoretycznie powinna wygrać" - przyznał Kochanowski.
"Byliśmy przygotowani na wszystko, co zagrali rywale. Jedyne co, to mieli wyśmienitą formę w polu serwisowym, zepsuli naprawdę mało zagrywek do samej końcówki" - dodał środkowy.
Rozgrywający Marcin Komenda podkreślił jakość gry rywali.
"Bardzo dobra postawa Rumunów spowodowała to, że była nerwówka w pierwszym secie i nie wszystko wyglądało tak, jak byśmy chcieli. Od drugiego seta już kontrolowaliśmy mecz i te dwie partie dość pewnie wygraliśmy. To są mistrzostwa świata i widać po sobotnich wynikach, że tutaj różne rzeczy się dzieją i nie zawsze faworyci wygrywają. Ja się cieszę, że udźwignęliśmy rolę faworyta, mimo kłopotów w pierwszym secie potrafiliśmy na przewagi pokonać Rumunów i mamy 3:0, a na to wszyscy liczyliśmy" - analizował Komenda.
Kolejnym rywalem biało-czerwonych będzie Katar, z którym zmierzą się w poniedziałek o godz. 15:30 czasu polskiego.