Hurkacz z zaskakującym tytułem, kontuzją na Wimbledonie, "życiówką" w trakcie sezonu i wypadnięciem poza TOP 10 w końcówce oraz zmianą trenera
Hubert Hurkacz sezon rozpoczął podczas United Cup, gdzie wraz z Igą Świątek poprowadził Polskę do finału zawodów, gdzie lepsi okazali się Niemcy. Dobrą formę "Hubi" potwierdził na Australian Open, gdzie dotarł do ćwierćfinału i dopiero po pięciosetowym boju przegrał z Daniiłem Miedwiediewem. Następnie dotarł do półfinału w Marsylii, gdzie bronił tytułu, ale jego dyspozycja pozwalała myśleć o dobrych wynikach w kolejnych turniejach na kortach twardych, jednak nie udało się tam podnieść w górę żadnego trofeum.
Niespodziewanie doszło do tego na początku kwietnia w Estoril na kortach ziemnych. Tam po raz pierwszy w karierze Polak wygrał tytuł na "mączce", pokonując w finale 6:3; 6:4 Pedro Martineza. Początek zmagań na "glinie" zwiastował, że ten rok może być przełomowy dla Huberta na tej nawierzchni i rzeczywiście taki był. Hurkacz dotarł do ćwierćfinału zawodów rangi ATP 1000 w Rzymie oraz zanotował czwartą rundę wielkoszlemowego French Open, co biorąc pod uwagę jego wcześniejsze wyniki na kortach ziemnych, było sporym osiągnięciem, które dawało nadzieję przed sezonem na kortach trawiastych.
Zaczęło się obiecująco, bo w Halle Hurkacz dotarł do finału, pokonując rundę wcześniej Alexandra Zvereva. W meczu o tytuł uległ po zaciętym boju Jannikowi Sinnerowi. Rozbudziło to apetyty polskich kibiców przed wielkoszlemowych Wimbledonem, ale tam przyszedł zawód… Hubert w drugiej rundzie gładko przegrał dwa sety z Arthurem Filsem, a kiedy wydawało się, że odwrócili losy meczu, to przy jednej z akcji doznał kontuzji, która wykluczyła go nie tylko z tych zawodów, ale również z igrzysk olimpijskich.
Hurkacz po powrocie do gry w sierpniu dotarł do ćwierćfinałów w Montrealu i Cincinnati, ale znowu słabo poszło mu podczas US Open, gdzie odpadł już w drugiej rundzie. Wtedy ponownie miał dłuższą przerwę od gry, ale po powrocie zanotował słabe występy w Tokio i Paryżu. W międzyczasie Polak rozstał się z trenerem Craigiem Boyntonem, który prowadził go przez pięć ostatnich lat.
Hubert w 2024 roku wygrał jeden turniej rangi ATP 250, zanotował udany Australian Open (ćwierćfinał) i French Open (4. runda), ale podczas Wimbledonu i US Open kończył zmagania na drugiej rundzie, więc tu jest duże pole do poprawy dla niego oraz jego nowego trenera Ivana Lendla. Polak w 2025 rok wkracza jako 16. rakieta świata, mimo że przez moment na początku sierpnia plasował się na najwyższym w karierze – szóstym miejscu.
Zieliński bez wybitnych wyników w deblu, ale za to z rewelacyjnymi w mikście
Jan Zieliński nie ma za sobą wybitnego sezonu w zawodach deblowych, bo wspólnie z Hugo Nysem zdołali wygrać zaledwie jeden turniej w 2024 roku, często kończąc udział w zawodach bardzo szybko. Ich jedyny zdobyty tytuł miał miejsce w lutym w Acapulco, później dotarli jeszcze tylko do finału w Barcelonie i na tym koniec. Polak łącznie rozegrał 56 meczów, z czego 31 zakończyło się jego zwycięstwem. Jan z powodu kontuzji Hurkacza nie miał możliwość pojechania na igrzyska olimpijskie do Paryża, bo jego kwalifikacja była uwarunkowana udziałem "Hubiego".
W ujęciu rocznym Nys i Zieliński byli jedenastą parą świata, co nie dało im przepustki do kończącego sezon ATP Finals. Jan w 2025 roku będzie miał nowego partnera deblowego, którym został Belg Sander Gille. Belg w kwietniu wygrał zawody rangi ATP 1000 w Monte Carlo, a sezon w parze z Joranem Vliegenem zakończyli jako 14. duet na świecie. Do tej pory zdobył on osiem tytułów w swojej karierze.
Zieliński zdecydowanie lepiej radził sobie w mikście z Su-Wei Hsieh. Zaczęli od niespodziewanego tytułu podczas Australian Open, następnie dotarli do półfinału French Open. Ogromny sukces zanotowali natomiast w Londynie, wygrywając legendarny Wimbledon.
Najgorszy wielkoszlemowy wynik zanotowali podczas US Open, kiedy odpali w ćwierćfinale z późniejszymi mistrzami Sarą Errani i Andreą Vavassorim. To tylko pokazuje jak Zieliński i Hsieh znakomicie dopasowali się w mikście, notując tak wspaniałe wyniki, wygrywając dwa tytuły wielkoszlemowe.
Od zera do blisko setki. W takim tempie Majchrzak odbudowywał swój ranking po zawieszeniu
W 2024 roku nastąpił też długo wyczekiwany powrót do gry Kamila Majchrzaka, który był zawieszony na 14 miesięcy za stosowanie dopingu i przegapił cały 2023 rok, o czym opowiadał Flashscore w czerwcu tego roku.
Polak zaczynał od zera, bo nie miał na koncie żadnych punktów w rankingu ATP i musiał budować swoje miejsce na świecie od zawodów najniższej rangi. Kamil od razu udowodnił swoją wartość, wygrywając turniej ITF M15 w Monastyrze bez straty seta. Następnie triumfował jeszcze w turnieju ITF M25 w Hammamet, a w marcu wygrał już challengera w Kigali. W kwietniu wrócił do zmagań w ITF M25 i odniósł zwycięstwo w Szarm el-Szejk.
Od tamtej pory grał już regularnie w challengerach. W maju dotarł do finału w Skopje, a w czerwcu wygrał zawody w Bratysławie. Półfinały w Poznaniu i Luedenscheid sprawiły, że jego ranking pozwolił mu już na udział w kwalifikacjach do US Open, gdzie przeszedł dwie rundy, ale odpadł w ostatniej i nie zagrał w głównej drabince.
W końcowej fazie sezonu dotarł jeszcze do półfinału w St. Tropez, a w październiku wygrał zmagania w Villena Open, rozgrywany w akademii Juana Carlosa Ferrero. Niestety nie udało mu się dostać do głównego turnieju ATP 250 w Sztokholmie i sezon 2024 zakończył na 120. miejscu w rankingu ATP, co daje mu miejsce w kwalifikacjach do wielkoszlemowego Australian Open.
Najlepszy rok w karierze Maksa Kaśnikowskiego z wielkoszlemowym debiutem
Maks Kaśnikowski rozpoczynał sezon w czwartej setce rankingu ATP (324. miejsce), ale już na początku stycznia wygrał challengera w Oeiras, co sprawiło, że przesunął się o 45 pozycji. Następnie długo nie mógł odnaleźć się w zawodach tej rangi, więc na przełomie maja i czerwca zagrał w turnieju ITF M25 w Kiseljak. Tam okazał się najlepszy.
Triumf podczas challengera w Poznaniu w połowie czerwca sprawił, że Maks zadebiutował w drugiej setce rankingu (184. miejsce), ale kolejne tygodnie nie były dla niego tak udane. Mimo wszystko wywalczył przepustkę do kwalifikacji US Open, a tam poradził sobie znakomicie, stracił tylko jednego seta i zadebiutował w głównej drabince turnieju, gdzie stoczył zacięty pięciosetowy bój z Pedro Martinezem, który ostatecznie przegrał.
Kolejne tygodnie nie przyniosły większych sukcesów i ostatecznie Kaśnikowski zakończył 2024 rok na 181. miejscu w rankingu ATP, mimo że w połowie października był już na 168. pozycji, co na ten moment jest jego rekordem życiowym.
Maks w styczniu stanie przed szansą na udział w drugim wielkoszlemowym turnieju w karierze, bo będzie stratował w kwalifikacjach do Australian Open. Tam liczymy na powtórkę z Nowego Jorku i awans do głównej drabinki.