27-letnia Fręch po raz pierwszy w karierze była rozstawiona w Wielkim Szlemie. Poprzedni sezon był najlepszy w jej karierze, a rozpoczął się od życiowego sukcesu w zawodach tej rangi, czyli awansu do 1/8 finału Australian Open. Teraz nie zdołała powtórzyć wyniku, choć pokazała się z dobrej strony. Rozstawiona z numerem 23. Polka rozegrała trzy pojedynki, wszystkie z Rosjankami. W pierwszej rundzie wygrała z Poliną Kudiermietową 6:4, 6:4, a w drugiej z Anną Blinkową 0:6, 6:0, 6:2. W piątek stoczyła trzysetową walkę z 17-letnią Andriejewą, wschodzącą gwiazdą światowego tenisa, rozstawioną tutaj z nr 14.
"Walczyłyśmy jak na noże. Mirra wybierała takie piłki, że sama byłam w ciężkim szoku, bo już naprawdę rozganiałam ją z jednego narożnika w drugi. Ale gdzieś tam ostatkiem ręki wyciągała to. A kiedy starałam się wchodzić bliżej, to mnie mijała" - przyznała Fręch w rozmowie z Eurosportem.
"Myślę, że to był bardzo bliski mecz, taki na styku. Zabrakło może wykończenia dwóch-trzech piłek. Również trochę szczęścia, żeby zagrać w linię, a był mały aut" - dodała.
Mimo porażki Polka jest zadowolona ze swojego występu w tegorocznej edycji Australian Open.
"To jest dobry prognostyk na dalszą część sezonu. Właściwie to dopiero początek sezonu. Obroniłam większość punktów z poprzedniej edycji turnieju. Na pewno nie będę więc narzekać, bo przyjeżdżałam tutaj z innym nastawieniem. Myślę, że wyjeżdżam z podniesioną głową" - podsumowała.