Linda Noskova bezsprzecznie ma przed sobą najlepsze lata kariery, ale już w wieku 18 lat napawa Czechów nadzieją. W Pradze doszła do finału, a w Warszawie poskromiła ją dopiero Iga Świątek. Z rywalkami z topu jeszcze nie nawiązuje regularnej walki, ale pozostałe jej niestraszne.
A że Magdalena Fręch jest sklasyfikowana niżej w rankingu WTA (79. miejsce w porównaniu do 59. Czeszki), to przed pierwszym meczem kwalifikacyjnym w Cincinnati było się czego obawiać. Jasne, jedyny mecz między zawodniczkami trafił na konto Polki, ale wtedy Noskova miała raptem 16 lat.
W Cincinnati Polka zaczęła jednak nieźle, już w pierwszym gemie dochodząc do break pointu. Na kolejne musieliśmy czekać aż do gema nr 8, w którym to Polka musiała aż czterokrotnie bronić się przed przełamaniem. Nie tylko się udało, ale w kolejnym Fręch nie oddała nawet punktu rywalce przy jej podaniu, uzyskując przełamanie w wymarzonym momencie. I choć Noskova próbowała zatrzymać Polkę, to ta w 10. gemie wykorzystała pierwszego setbola na 6:4.
Druga partia znacznie szybciej zaczęła przechylać się na korzyść młodszej z zawodniczek, która po czterech gemach prowadziła już 3:1, utrzymując znakomitą skuteczność punktowania po pierwszym podaniu. Udało się jej również wygrać piątego gema i wtedy – niejako z ratunkiem dla Fręch – jej zwycięski marsz zatrzymał deszcz. Powrót po 18:35 polskiego czasu nie przyniósł niespodzianek: gemy wygrane przy swoim podaniu oznaczały rezultat 6:3 dla Czeszki.
Szala właśnie przechyliła się na korzyść Noskovej, która potwierdziła to na starcie trzeciej odsłony, natychmiast odbierając podanie Polce. Wcześnie uzyskana przewaga wyglądała coraz lepiej z kolejnymi gemami, szybko zgarnianymi przez zawodniczkę serwującą.
W 9. gemie Czeszka wypracowała już dwie piłki meczowe, ale Fręch obroniła swoje podanie. Ba, miała również szansę na wyrównanie w kolejnym gemie, jednak ostatecznie to Noskova zamknęła mecz przy czwartym podejściu, z wynikiem 4:6,6:3, 6:4.
