Po świętowaniu ze swoim zespołem zwycięzca napisał na kamerze telewizyjnej wiadomość: "fino alla fine" – po włosku "do końca" – to hasło używane przez Juventus, klub piłkarski, któremu Musetti kibicuje, i które idealnie oddaje jego występ.
Musetti nie zakwalifikował się do ATP Finals po porażce z Novakiem Djokoviciem w Atenach w sobotę, ale otrzymał szansę debiutu, gdy Serb wycofał się z rywalizacji.
Nie miał wiele czasu na regenerację przed poniedziałkową porażką 3:6, 4:6 z ubiegłorocznym finalistą Taylorem Fritzem, a już we wtorek musiał ponownie wyjść na kort, wiedząc, że przegrana oznacza eliminację.
Musetti wygrał pierwszego seta, nie dopuszczając do żadnego break pointa, a w drugim secie miał De Minaura pod presją już na początku, jednak Australijczyk zdołał się wybronić i doprowadził do decydującego seta.
Pojedynek z Djokoviciem trwał prawie trzy godziny i był trzecim trzysetowym meczem Musettiego w zeszłym tygodniu w Atenach. Trzeci set z De Minaurem wydawał się już ponad siły, gdy Australijczyk objął prowadzenie 2:0.
"Naprawdę miałem problemy fizyczne, bo Alex podniósł poziom i intensywność gry, a ja nie mogłem znaleźć rozwiązania" - przyznał Musetti.
Włoscy kibice głośno dopingowali Musettiego przy każdym wygranym punkcie, a nawet przy tych przegranych, jak wtedy, gdy De Minaur wytrzymał 31-uderzeniową wymianę, utrzymał serwis i wyszedł na prowadzenie 5:3.
Musetti popisał się efektownym uderzeniem między nogami, ale De Minaur, upadając do tyłu, zdołał zdobyć punkt i obaj zawodnicy padli na kort.
Wydawało się, że Musetti stracił swoją szansę, ale wygrał kolejne cztery gemy i sięgnął po zwycięstwo, bijąc się w pierś po wygranych, dramatycznych punktach i zagrzewając do dopingu publiczność, która nie potrzebowała dodatkowej motywacji.
"Jestem wojownikiem" - powiedział Musetti. "Bardzo poprawiłem się pod względem mentalnym i cały czas przekraczam własne granice, bo w każdym meczu gram z najlepszymi zawodnikami. Na końcu, dzięki wielkiemu sercu i ogromnej pasji do tej gry, nie wiem skąd, ale zacząłem czuć się lepiej, grać lepiej, a wsparcie kibiców jest niesamowite".
Przed Musettim kolejne wyzwanie – w czwartek zmierzy się z liderem rankingu Carlosem Alcarazem, gdzie znów musi wygrać, by pozostać w grze przeciwko zawodnikowi, który ma na koncie dwa zwycięstwa.
Jedno jest pewne – nikt nie opuści Inalpi Areny przed czasem, odkąd Musetti pokazał, co naprawdę znaczy "do końca".
