Pierwsze spotkanie obu zawodniczek nie poszło po myśli Magdaleny Fręch, podobnie zresztą można określić początek sezonu w wykonaniu łodzianki. Elina Awanesian zaliczyła znacząco korzystniejsze wejście w rok 2025, osiągając finał w Hobart w porównaniu do tylko trzech zwycięstw Polki.
Sprawdź szczegóły meczu Awanesian - Fręch w Meridzie
Od 0:3 do pewnego prowadzenia
Spotkanie rozpoczęte sporo po północy polskiego czasu zaczęło się od szybkiego wypuszczenia z rąk gema otwarcia przez Polkę. Wyraźnie nie czuła rakiety i błyskawicznie ją zmieniła, a efekty przyszły równie szybko. Miała już 40:0 na odrobienie straty, ale Ormianka zgasiła wszystkie break pointy. Kiedy działał jej potężny pierwszy serwis, była wyjątkowo groźna. Fręch nie tylko nie odrobiła, ale miała już 0:3 na tablicy.
Zamiast nerwów, Polka zareagowała skupieniem i ruszyła naprzód imponująco. 10 punktów z rzędu padło jej łupem: serwis był pewny, dobra gra pod siatką, dropszoty tylko dobre albo jeszcze lepsze. Jedynie w dłuższych wymianach wciąż inicjatywa należała do silniejszej Awanesian. Niestety dla niej, siła staje się problemem, gdy emocje biorą górę. Tak zareagowała 22-latka na wyrównanie (3:3), oddając dwa break pointy za darmo, a siatka pomogła Polce wykorzystać już pierwszy.
Po przejściu z 0:3 na 4:3 marsz łodzianki zatrzymała pierwsza przerwa na deszcz. Nie wybiło jej to z rytmu, po krótkim przestoju wróciła i świetnym bekhendem w linię nie dała szans Awanesian, wychodząc na 5:3. Ormianka w końcu obroniła gema, choć można było odnieść wrażenie, że łodzianka ma to wkalkulowane. Chciała dokończyć przy swoim podaniu, gdy na ponad 40 minut deszcz ponownie przerwał grę. Po powrocie pierwszy serwis Fręch kompletnie siadł, ale zdołała za trzecim razem zamknąć seta.
Zbyt pasywny drugi set
27-latka wyraźnie chciała wrócić do zwycięskiego rytmu i od startu drugiego seta atakowała rywalkę. W pierwszym gemie Awanesian obroniła łącznie cztery break pointy – jej mocny serwis znów się pojawił, choć były i błędy. Tych znacznie mniej popełniała Polka, która wzięła po raz drugi w meczu gema na sucho.
Niestety, przestała posyłać winnery na stronę rywalki, co w szóstym gemie spróbowała wykorzystać Ormianka. Obroniła się po raz pierwszy przed skrótem i dwie kolejne wymiany potężnymi uderzeniami wygrała, obejmując prowadzenie 4:2. Z prowadzenia 30:0 przy podaniu Awanesian nie udało się wypracować odrobionego przełamania, 22-latka broniła się przekonująco. Zbyt bierna postawa Polki musiała się zmienić natychmiast. Rywalka przyszła z pomocą błędami w ósmym gemie, za to w dziewiątym dopiero przy piłce setowej Polka pokazała pazur. Obroniła dwa setbole, ale przy trzecim, odrzucona daleko od kortu, była bezradna.
Pomocna dłoń Awanesian nie pomogła
Młodsza z zawodniczek urosła w oczach i choć błędów nie unikała, to ona decydowała o dynamice spotkania. Fręch w defensywie od pierwszego gema musiała bronić i nie obroniła, straciła gema otwarcia, a Awanesian weszła w tryb bestii: uderzała szybko i potężnie, prężąc się i prawie krzycząc. To był błąd, a nawet ich seria, która pozwoliła Polce szybko odrobić stratę. Agresja Ormianki przyszła kosztem precyzji. Tak wypuściła również z rąk break pointa w trzecim gemie i dała Polce przewagę, którą ta wykorzystała lekkim skrótem, wychodząc na 2:1. Łodzianka szukała przejścia do ofensywy i warto było – wybita z równowagi i zdenerwowana rywalka ponownie pomogła błędami, posyłając piłkę w siatkę po slajsie Polki na 3:1.
Wystarczyło potwierdzić przełamanie, ale na to doskonałym trafieniem w skraj kortu Ormianka nie pozwoliła, odrabiając stratę. Za to na 3:3 przy swoim serwisie wyszła świetnie, przy bezradności i chwili wyraźnej słabości Fręch. Jej błędy były już rażące, a Awanesian ponownie rosła – efektowną wymianę na 4:3 wygrała perfekcyjną piłką po linii. Polka nie zdołała odrobić w wyniszczających wymianach ósmego gema (5:3) i przy swoim serwisie poważnym błędem oddała dwie piłki meczowe. Po co dwie? Precyzyjnym returnem w narożnik kortu Ormianka zamknęła mecz. Szkoda, bo wielokrotnie pokazywała słabości, które dałoby się wykorzystać.
