Awans Magdy Linette (34. WTA) do ćwierćfinału już był wynikiem ponad oczekiwania, a jednak pamiętamy jej wrześniowe zwycięstwo z Jasmine Paolini (7. WTA) w Pekinie i wygrana z kolejną faworytką wcale nie byłaby sensacją. Potrzebny był jednak gorszy dzień Włoszki lub wytrącenie jej z równowagi, jak udało się z Gauff.
Sprawdź szczegóły meczu Linette – Paolini w Miami
Przewaga Paolini niewielka, ale kluczowa
Mecz zaczął się cztery godziny po planowanym czasie, w dodatku przeniesiono go na szybszy i dobrze znany Włoszce Grandstand. Mimo to Polka ruszyła skoncentrowana i opłaciło się, jej return zaskoczył dość nierówną na starcie 29-latkę, od 30:0 dla Paolini udało się wypracować break point świetnym wyczuciem returnu i przełamać. Niestety, faworytka błyskawicznie podniosła swój poziom i po skutecznym odesłaniu na stronę Polki serwisu na ciało odrobiła stratę. Obroniła swojego gema, a nieudany atak z głębi kortu kosztował Linette żmudną obronę podania po raz kolejny.
Pierwszy break point zgaszony, drugi już nie. Powtarzalności pierwszego serwisu brakowało nie tylko w tym gemie, lecz w całym meczu. Poznanianka robiła wiele, ale pozostawała o krok z tyłu i widać było cenę, jaką płaci na korcie w parnych warunkach. Nie wykorzystała dwóch break pointów w gorszym momencie Włoszki, z niemałym wysiłkiem obroniła pierwszy raz podanie przy 2:4, a swojego trzeciego gema zgarnęła już widowiskowo. Tyle że nie zdołała dogonić Paolini, która wygrała 6:3.
Pociąg do półfinału odjechał z zatkniętą włoską flagą
29-latka miała mecz pod kontrolą – to nie ulegało wątpliwości. Zmuszała Linette do obrony na mocno ugiętych nogach, a sama do piłek rywalki dochodziła bardzo sprawnie. Fizycznie była górą, miała seta przewagi, więc i mentalnie była pewniejsza. Wyrwała Polce pierwszego gema i obroniła break pointy w drugim oraz czwartym bez najmniejszego grymasu, wychodząc na 2:0, a następnie 3:1.
Polka łapała się już za rękę, głośno komentowała, nawet uderzała rakietą o ziemię. Nie było mowy o zimnej krwi z poprzednich meczów – rywalka pozwalała jej tylko zdobywać punkty, nie gemy. Mało tego, Paolini przełamała znów na 4:1, a próba odpowiedzi poznanianki – jakkolwiek walecznej – oznaczała tylko trzy kolejne niewykorzystane break pointy. Wprawdzie Linette wzięła swojego drugiego gema do zera, jednak zatrzymać rywalki nie zdołała, Paolini przy pierwszej piłce meczowej skończyła pojedynek.
Wynik 6:3, 6:2 w godzinę i 18 minut nie oddaje walki, jaką stoczyła Magda Linette, a co przyznała w pomeczowej rozmowie zwyciężczyni. Może bez poprzednich meczów w nogach i z żelaznym serwisem podniosłaby poprzeczkę na tyle wysoko, by Paolini dała się złamać. Może i to na niewiele by się zdało, bo nie widzieliśmy dziś szczytu możliwości faworytki. Nie ma jednak złudzeń – to był pokaz siły i skuteczności Włoszki zwieńczony zasłużonym awansem.
