W rankingu dzieli je siedem miejsc, w kalendarzu trzy miesiące, a ile dzieli je w US Open? Pierwszy mecz Igi Świątek (2. WTA) i Amandy Anisimovej (9. WTA) był skrajnie jednostronny, w finale Wimbledonu Polka wygrała 6:0, 6:0. Oczekiwanie powtórki byłoby nieodpowiedzialne – Anisimova szybko okrzepła i jest świeższa, a i wnioski na pewno wyciągnęła.
Sprawdź szczegóły meczu Anisimova – Świątek w Nowym Jorku
0:1. Anisimova czujna od początku
Serwująca jako pierwsza Amerykanka chciała dobrze rozpocząć i była o punkt od zamknięcia gema, jednak Świątek konsekwentnie grała do jej forhendu i przełamała chwilę później. Nie zraziła się, imponowała returnem i błyskawicznie wypracowała 40:0 przy podaniu raszynianki. Jej pierwszy serwis nie działał i za trzecim razem Anisimova odrobiła stratę, by następnie błyskawicznie wyjść na 2:1. Polka w piątym gemie była o włos od kolejnego przełamania, ale zatrzymało ją nieczyste uderzenie kończące.
To Amanda dwiema chirurgicznie precyzyjnymi piłkami w narożnik utrzymała się na 3:2. Precyzja jej nie opuszczała i choć Świątek na 3:3 wyszła asem, to punkty zbierała w mozole. Za to Anisimova miała już dwa gemy na sucho (4:3) i niestrudzenie atakowała drugi serwis Polki, bo pierwszego wciąż nie było. Błędem podwójnym Świątek oddała break pointa i musiała się natrudzić – acz widowiskowo – by wyjść z opresji. Świetna Anisimova już w 10. gemie wywalczyła dwie piłki setowe i drugą, po sporym aucie Polki, wykorzystała.
0:2. Świątek bez serwisu nie zdołała wrócić
Zamiast lekkości po wygranym secie, Anisimova oddała błędem podwójnym dwa break pointy i szybko dała się przełamać. Tym razem Polka potwierdziła, tyle że Amanda wróciła do lepszej gry, kolejnym obiciem linii uzyskując dwa break pointy, wyrównała na 2:2, a parę minut później świetną akcję obu zawodniczek wygrała na 3:2. Dopiero w szóstym gemie seria świetnej Amerykanki została przerwana, jednak to wciąż ona nadawała rytm: imponowała precyzją, wyczuciem i siłą, przy stosunkowo nielicznych błędach.
To oznaczało opały Świątek w ósmym gemie, w którym Anisimova ugrała break pointa, a błąd podwójny Polki był potwornie kosztowny (5:3). Amanda doszła błyskawicznie do trzech piłek meczowych. Dwie okazje zmarnowała i widać było potężne nerwy, przy trzeciej Amerykance pomogła taśma i zakończyła mecz po godzinie i 38 minutach!
